Moje zdjęcie
Jaworzno, Śląsk, Poland
Młody jeszcze człowiek pełen paradoksów, bywający odważny, ale i nieśmiały, wyważony, ale i zwariowany, radosny, ale i melancholijny. Nie dający się sklasyfikować, wstawić w ramkę, czy wcisnąć do opisanej szufladki.

2010/12/08

Jest tak jakoś dziwnie. To muszę przyznać szczerze. Zapytuję się ostatnio, czy jestem szczęśliwy. I zgadnijcie jaką odpowiedź otrzymuję? Oczywiście, że tak. Dlatego czuję się dziwnie. Nieporozumienia, błahe sprawy mogą sprawiać duży ból. Ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy, nie ma wyjścia jak tylko zacisnąć zęby, przebrnąć przez to, byle zapomnieć. Bo tego i tak nie będzie się pamiętać. Dobre i złe chwile mijają, jak wszystko, a jednak wracamy tylko do tych dobrych, złe wymagają wysiłku, na który często nie jesteśmy w stanie się zdobyć, czy może po prostu nie chcemy wracać do tego, co było nie tak. Myślę, że to słusznie, nigdy nie popierałem zadręczania się na siłę. Jest źle? Okej, kiedyś przestanie. Nie przestanie? Trudno, trzeba nauczyć się z tym żyć. Rozpamiętywanie tylko pogarsza sprawę.
Doceniam wielki skarb, jakim jest szczera rozmowa z najbliższymi. Często to właśnie dlatego wszystko pozostaje w porządku i w całości, nie rozwala się w drobny mak. Brakuje mi tylko w tym wszystkim bliskości i czułości. Silne ramiona mojego mężczyzny są dla mnie olbrzymią podporą. Czasem mam tak wielką ochotę zniszczyć wszystko, co jest w około, cały świat, aby tylko pozbyć się wszelkich przeszkód, które bronią dostępu do tego oparcia.
Może dojrzałem do tego wszystkiego zbyt szybko. To młodzieńcze szaleństwo tak naprawdę rozmyło się gdzieś po drodze, dlatego tak bardzo boli świadomość, że zanim dwoje stanie się jednością, minie sporo czasu. Bo szkoła, bo praca, bo studia, bo rodzina, bo mieszkanie, bo pieniądze... Czy to mnie przerasta? Chyba nie, z rzadka może odrobinę, bo chciałoby się już, zaraz. Mimo wszystko zwyczajnie nie ma żadnych możliwości aby to przyspieszyć, przecież się w tej chwili nie wyprowadzimy.
Chcę stworzyć coś trwałego. Zresztą, już stworzyliśmy, razem. Myślę, że nie oczekuję zbyt wiele. Myślę, że to wszystko jeszcze się stanie, ugruntowane pewnym i mocnym uczuciem. Czyż nie?

2010/11/12

Can we pretend that airplanes in the night sky are like shooting stars
I could really use a wish right now, a wish right now, a wish right now


Znowu źle, znowu nie tak...

2010/11/07

Fajerwerki



Ta piosenka, ten teledysk to jest dla mnie coś nieprawdopodobnego. Ta prostota przekazu, a zarazem głębia wywołały u mnie stan bardzo, bardzo pozytywny. I mimo, że powinienem napisać wypracowanie z historii, to jednak piszę tutaj.
Z tego tytułu naszła mnie taka zwyczajna refleksja, jak niewiele potrzeba, aby zrobić jakiś krok, aby porzucić stagnację. Bo przecież wystarczy tylko uwierzyć w siebie. Wystarczy znaleźć gdzieś, czasem bardzo głęboko, głęboko, w sobie tę iskierkę nadziei, iskierkę siły, którą trzeba wydobyć, aby mogła zapłonąć jasnym, mocnym światłem. Trzeba tylko pozwolić rozwinąć się ogniowi pozytywnej energii, tylko ignite the light. Z jednej strony to tak niewiele, z drugiej często wiąże się z olbrzymim wysiłkiem, z pokonywaniem własnych słabości, z przechodzeniem samego siebie. Ale wystarczy czasem odrobina wiary, że się uda, że będzie dobrze, aby zdziałać cuda.
Fakt. Odrzucenie własnych niedoskonałości nie jest łatwe. I nikt nie gwarantuje, że się uda. Jednak, jak to wylosowała moja koleżanka (pozdrowienia dla Tusi) na Facebooku - lepiej żałować za popełnione błędy, niż za niewykorzystane szanse. Musimy korzystać z tego, co daje nam życie. Musimy, bo inaczej nasze życie będzie bez wyrazu, obojętne. Każdy ma jakieś pragnienia, każdy chce coś osiągnąć. Czy to będzie oddech wolności, swoboda miłości, szczęśliwa rodzina, nie ma to znaczenia. Liczy się postawiony cel, który sprawi, że nam (a pewnie również i innym) w życiu będzie trochę łatwiej, trochę przyjemniej. I myślę, że o to właśnie chodzi. Aby nasze życie było lepsze, z każdym dniem coraz bardziej.
I chociaż nie jest łatwo, to ja sam, kiedy tylko mam możliwość, staram się bronić prawa do swobodnego życia. Do tego, aby kochać mogli się nie tylko kobieta z mężczyzną, ale również dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Miłość nie zna ograniczeń. A to właśnie dzięki miłości nasze życie może stawać się lepsze. Dla wielu ludzi miłość jest właśnie tym czynnikiem wyzwalającym iskierkę pozytywnej energii, która później płonie jak fajerwerki.

2010/11/04

Promethidion

Bo nie jest światło, by pod korcem stało,
Ani sól ziemi do przypraw kuchennych,
Bo piękno na to jest, by zachwycało
Do pracy - praca, by się zmartwychwstało.

*

O! Rzymie - ciebie że kiedyś kochano,
W kodeksie jeszcze widzę barbarzyńskim,
Którego krzyżem dotąd nie złamano,
W akademickim języku latyńskim,
W pofałszowanych Cezarach i w słowie
Roma; to odwróć - Amor ci odpowie!

"Cudzoziemka"
Zdziwiła się.
- W kraju? A gdzie on, ten mój kraj?
Rozłożyła ręce.
- Mój kraj... W Taganrogu nie chodziłam do cerkwi, tylko do kościoła. Koleżanki, kiedy pop szedł korytarzem, odsuwały się ode mnie: Polaczka. A w kościele kazania były po francusku i nikt na mnie jak na swoją nie patrzył... Do Warszawy przyjechałam - powiedzieli: "Moskiewka, akcent kacapski i śniada jak diablica". W Petersburgu - warszawskaja barysznia. Nad Wołgę mąż zawiózł - grafinia ze stolicy, artystka. Teraz na starość - do Warszawy z powrotem. Znowu to samo: "Pani z kresów czy z Rosji? Bo od razu poznać, że obca". No i tutaj: eine Fremde... Czyż nieprawda? Zawsze i wszędzie tak: cudzoziemka.

2010/10/22

Poprosiłeś mnie kiedyś... Let me be your hero.

Would you dance,
if I asked you to dance?

Oczywiście

Would you run,
and never look back?

Z Tobą choćby i na koniec świata

Would you cry,
if you saw me crying?

Nie potrafię być dla Ciebie obojętnym

And would you save my soul, tonight?
Dla Ciebie, dla mnie, dla nas

Would you tremble,
if I touched your lips?
Would you laugh?
Oh please tell me this.

Z powodu namiętności, uniesienia i szczęścia

Now would you die,
for the one you love?

Oddałbym życie, bez wahania

Hold me in your arms, tonight.

Would you swear,
that you'll always be mine?

Zawsze...

Or would you lie?
Nigdy

Would you run and hide?
Tylko z Tobą

Am I in too deep?
Have I lost my mind?
I don't care...
You're here, tonight.

Jestem, będę...
 
I can be your hero.
I can kiss away the pain.
And I will stand by you, forever.
You can take my breath away.

I can be your hero.

Bądź, tylko to się liczy

2010/10/14

Ile jeszcze we mnie wiary,
Ile jeszcze we mnie samym sił,
Na nowe dni, ile szans.
Ile jeszcze we mnie wiary,
Ile jeszcze we mnie samym sił,
By dalej żyć w taki czas. 



Coś prześlizguje mi się między palcami. I choć jestem bardzo blisko, cały czas wymyka mi się z rąk.

2010/10/04

Uchwycony w jednej chwili

Zakładam marynarkę ciepły płaszcz
owijam się szalikiem
kapelusz zawadiacko zakrywa jedno ucho
ogranicza pole widzenia moich oczu
rozszerzając spektrum mego serca

chwytam w dłoń srebrny uchwyt stylowego parasola
wyruszam na miasto
zalane łzami boskim płaczem otulone ciepłym
przytulnym miękkim pluszem żółtych żarówek
które w starych lampach przywodzą na myśl ognie
co wieczór rozpalane przez sumiennych latarników

ten spacer jest czymś szczególnym
mgła wdziera się powoli w wąskie ulice starego miasta
tuli moje stopy do snu rozpalającego jaźń
na kapeluszu perlą się krople nieobecnego deszczu
a ja
ja tylko poprawiam kołnierz ciemnego płaszcza
nie siląc się nawet by rozłożyć parasol

czuję jedność ze światem
spływam na bruk spływam z bruku
razem z każdą z kropel z ich nieopisanych miriadów
wprost z przestworzy na ten świat
na ten świat z którym czuję jedność

spoglądasz na moją powierzchowność
powiedz mi, czy warto?
czy warto tak mnie kochać, jak tylko ty jeden potrafisz na świecie?
biorę cię za rękę
prowadzę ku początkowi
gdzie ledwo co bogowie różnych wyznań powołali samych siebie
gdzie dopiero wszystko się stwarza
gdzie bogiem jesteś ty
gdzie razem kreujemy nasz własny świat
gdzie po raz drugi nie wstaniesz już od stołu bez słowa
bo nie ma stołu
nie ma słów

są tylko nasze gorące namiętności
płonące w jednym sercu dwojga ludzi
Adamowie własnego raju
w starym mieście zalanym boskimi łzami
otuleni ciepłym światłem latarenek

2010/10/02

Just gonna stand there and watch me burn...

Minęły trzy dni. Krościenko powitało, Szczawnica pożegnała. Spływ Dunajcem zaliczony, choć Flisak nie miał zębów i mówił bardzo, bardzo niewyraźnie. Wysoka Kaśka, Gruba Baśka i Kudłata Maryna zostały przeze mnie zaliczone bardzo satysfakcjonująco. Innymi słowy Trzy Korony mam za sobą. Palenica również git, wjazd i zjazd, grzane piwo o temperaturze uniemożliwiającej spożycie zostało wypite w pięć minut, tempo sprinterskie. Wino byłoby lepsze.

Coś się stało. Coś, czego nie ogarnąłem. Jakieś grupy, podziały, niejasne sytuacje. Przecież nie o to chodzi. Po co to komu? Dowiedziałem się za dużo. Choć może to dobrze. Może to jakiś miernik mojej integracji z innymi. Choć uważam, że nie jest tak źle. Ogólnie wyjazd był cudowny, wspaniale było, naprawdę. Jednak nie spodziewałem się, że takie rzeczy potrafią zaistnieć między ludźmi.

Od trzech dni brakowało mi czegoś. Oczywiście wyjeżdżając zapomniałem wielu rzeczy - grzałki, kubka, szamponu, etc.. Ale zostawiłem w domu rzecz dla mnie najważniejszą - serce. Trzy dni bez serca, bez miłości, uczuć, bliskości, to są lata, wieki. Tak nie może być. Dlatego dzisiejszy humor był zły, podły, wcale nie dobry. Cóż, na szczęście wróciłem do swojego serca, tęsknota (czy to na pewno ona była powodem?) była tak duża, że nawet z początku mi się nie poprawiło. Ale w końcu jakoś to poszło. Chociaż i tak za mało. Ciągle i nieustająco.

Czekam cierpliwie. Bo w końcu, kiedyś znajdę dla nas dom, z wielkim oknem na świat...

Tymczasem po prostu zostań i patrz jak płonę. Dla Ciebie.

Aaaa i byłbym zapomniał. Czekam na zakupy... :]

2010/09/23

Najbardziej

Zapach kawy gdy obudzisz mnie...

Jeden z tych złych wieczorów. Wiem, że Ty też je masz. Wiele już było takich wieczorów u mnie i u Ciebie. Ale dziś, dla mnie, ten wieczór jest pierwszym z tych złych, w których brakuje mi Ciebie i Nas, nie dlatego, że co było, minęło, nie dlatego, że Ciebie nie ma, nie dlatego, że coś jest nie tak, ale właśnie dlatego, że jesteś, że jesteś dwadzieścia minut spacerkiem ode mnie, że mnie kochasz i że chcesz ze mną być, a ja... Ja nie mogę nic na to poradzić, prócz ofiarowania własnej miłości. I to jest najbardziej złe, to, że jedyne co mogę dać, to własne uczucie. A chciałbym znacznie więcej. Wspólne życie, wspólne radości i wspólne smutki. Chciałbym, żeby słowo My, nie składało się z Ja i Ty, ale żeby nasze My było jednością, bez granic, norm, nakazów, ram. To jest własny, prywatny Absolut. Żebym tak tylko mógł, mógł sprawić, aby to wszystko stało się rzeczywistością tu i teraz. Długa droga przed nami. Może to i lepiej. Bo jeśli przejdziemy ją wspólnie, to wszystko, na co nas będzie stać, a zarazem zaledwie początek wszystkiego. Czyż Absolut nie jest ideałem? Czyż zatem osiągając ideał, nie sprowadzamy go do rzeczy już prozaicznej? Wtedy pojawi się kolejny ideał, bardziej idealny, bardziej absolutny. I tak to powinno działać.
Będziemy silniejsi, będziemy razem. Słabiej niż jutro, mocniej niż wczoraj.

Najbardziej lubię patrzeć kiedy śpisz...

2010/08/11

Zabijaj mnie delikatnie

Boli mnie ostatnio serduszko, boli mnie, bo nie mam pieniążka. Właściwie to jest nic nowego, bo jestem z rodzaju tych osób, które chronicznie cierpią na brak pieniędzy. Ale! Wypłata była i zniknęła co prawda, ale pozostawiła po sobie trochę pamiątek. Wreszcie stałem się właścicielem iPoda nano, o czym marzyłem już od bardzo długiego czasu. No i moja garderoba wzbogaciła się o dwie wspaniałe koszule. I tym sposobem pieniążki się upłynniły, została tylko ich niewielka część, dzięki której najbliższy weekend (to już w ten piątek), spędzam w Wiśle z Moim Krzysiem (i nie tylko, ale na to jeszcze czas). I cokolwiek by się nie działo, wiem, że to będzie wspaniały czas, najcudowniejszy weekend w moim życiu do tej pory. No bo czy jest coś piękniejszego, niż "chodzić spać i budzić się we własnym niebie", w ramionach kogoś, kogo się kocha? Tym bardziej, kiedy się ma taką, a nie inną sytuację i wspólne wieczory, noce i ranki to naprawdę wielki wyczyn.

Tworzę związek. O silnych podstawach. Oparty na przyjaźni, wypełniony miłością. Z każdym dniem, kolejnym spotkaniem, wspólnie spędzonymi chwilami pogłębiając to, co już między nami jest. Tęsknię już wtedy, gdy odwracam wzrok i idę w swoją stronę, gdy nasze spotkanie dobiega końca. Gdy budzę się rano w swoim łóżku, wiedząc, jak to jest, gdy człowiek budzi się w ramionach ukochanej osoby, myślę tylko o tym, dlaczego wciąż nie mogę sprawić, by właśnie tak wyglądał każdy poranek. I myślę o nas, o nim cały czas niemalże. Czuję się przywiązany. Uczucie, że można się komuś oddać bez reszty, wiedząc, że nie zostanie to wykorzystane przeciwko nam, że ma się 'właściciela', jest jednym z wspanialszych uczuć... Czuję, że kocham, kocham dojrzale. Już mi się nigdzie nie spieszy. Już niczego nie chcę, dla samych chęci, już nic na siłę. O wiele lepiej jest pozwolić toczyć się życiu (a więc różnym sprawom, historiom, uczuciom, emocjom) własnym torem i własnym tempem, choćby samemu chciało się już zaraz, od razu, bo więcej korzyści ma człowiek cierpliwy, który do życia podchodzi z pokorą. Bo nawet, jeśli się czerpie z życia pełnymi garściami, trzeba to umieć dobrze robić.

2010/07/29

Metro

Czy  ktoś jeszcze pamięta ten musical? Czy w ogóle znają go ludzie w moim wieku? Metro, to dla mnie jedna z nielicznych oryginalnych płyt w kolekcji mojego brata, którą przywłaszczyłem sobie. To dla mnie płyta, do której długo miałem uraz, mimo, iż nie wiedziałem, jaka muzyka się na niej znajduje. Wynikało to z faktu, iż mój brat słucha rocka i to w tych cięższych odmianach, tego specyficznego, za którym ja sam nie przepadam. Kiedyś jednak z czystej ciekawości chciałem sprawdzić jakaż to muzyka jest na płycie tak kolorowo podpisanej "METRO". Wtedy - tylko mi się spodobało. Byłem jeszcze dzieckiem, dopiero zaczynałem uczyć się świata. Dziś, gdybym odkrył taką płytę, z pewnością wmurowałoby mnie. Ale podobny efekt jest nawet teraz. Dziś tak jakoś mi się przypomniało Metro w pracy, zacząłem nucić i tak mi się znów wkręciło, że nie zapomniałem o tym, jak to z morzem muzyki przypomnianej nagle się u mnie dzieje. Dlatego teraz słucham Metra, zszokowany własną reakcją - ciary, nawet wzruszenie. Kilka miesięcy temu znów wystawiali Metro - w katowickim Spodku. Miałem iść, ale coś mi wypadło, chyba to wycieczka była. Ale i tak bym nie poszedł, bo się okazało, że załatwianie biletów jednak nie wypaliło. Szkoda. Choć nie wiem, czy byłbym zadowolony. Znam wykonania pierwszego polskiego zespołu aktorów, który to wystawiał, nie wiem, czy przyjąłbym nowe spojrzenie na Metro oferowane w Spodku. Na pewno coś innego, ciekawego, na pewno na najwyższym poziomie - sam tytuł, sam spektakl to definiuje, ale jednak, czy tak samo wybitnie, jak pierwsza wersja? Może. Nie wiem - nie byłem, więc nie oceniam.

Gdy zmęczy Cię obcego miasta ulic szum
Gdzie nie dla Ciebie są towary na wystawach
Nie możesz przebić się przez obojętny tłum
Do metra zejdź, tam całkiem inne rządzą prawa

To dla banitów świetny azyl, uwierz mi
Tu każdy między punktem wyjścia jest a celem
Więc razem z nimi zawieszony tutaj tkwisz
W podziemiach miasta, tam gdzie krzyżują się tunele

Nas zawsze szukaj na przecięciach ważnych tras
Choć czasem myślisz, że nas nie ma, my jesteśmy
I coraz więcej, coraz więcej będzie nas
Rycerzy błędnych, poszukiwaczy chwili szczęścia

Twój kraj Cię zawiódł i choć miałeś go już dość
Jak Ciężki bagaż dalej go za sobą wleczesz
Więc śpiewaj o nim, może wrzuci jakiś grosz
Przechodzień obcy

To Metro, Subway, czy U-Bahn
Byle pod ziemią, underground
To jak narkotyk na każdy ból
White Chapel, Aldgate, Liverpool.

A w górze tylko nazwy tych miejsc:
Colombus Circle, Essex, Park Place
Colombus...

2010/07/25

Zobacz, Zrozum, Zaakceptuj

Zobacz, zrozum, zaakceptuj!
Czemu niszczysz zamiast budować?
Zobacz, zrozum, zaakceptuj!
Zamiast nienawidzić zacznij kochać
Brak świadomości, brak akceptacji
niepewność siebie, słabość własnych racji
Zobacz, zrozum, zaakceptuj!

Mam prawo do bycia sobą,
Dzisiaj kim chcę mogę być.
Każdy z nas wolną ma wolę,
Dlatego właśnie warto żyć.

Mam prawo do bycia sobą,
Dzisiaj kim chcę mogę być.
Każdy z nas wolną ma wolę,
Dlatego właśnie warto żyć.


Nieświadomość psychicznej niewoli
Dręczy, męczy, zabija ideały,
Tolerancję, równość i szacunek.
Tutaj prawo się pisze pięściami.


Zobacz, zrozum, zaakceptuj
Czemu niszczysz zamiast budować?
Zobacz, zrozum, zaakceptuj
Zamiast nienawidzić zacznij kochać
Brak świadomości, brak akceptacji
niepewność siebie, słabość własnych racji
Zobacz zrozum zaakceptuj

Niepewność, strach i obojętność,
Przecież wszyscy ludzie to jedność.
Nie chcę być prawinny,
Nie jestem też religijny,
Ale napewno jestem tolerancyjny -
Homoseksualista nie jest od nas inny.
Więc nie czuj się winny,
Tylko to, co czujesz okaż,
Przecież nie robisz tego na pokaz.
Jedna rasa - ludzka rasa - to moje marzenie,
Mimo, że Polska to umysłowe więzienie,
W Afryce dzieciakom potrzebne jest jedzenie.
Twoje pierdzenie w stołek nic nie zmieni,
Więc bądź sobą i pamiętaj, gdzie twoje źródło korzeni.

Zobacz, zrozum, zaakceptuj!

Zobacz, zrozum, zaakceptuj!
Czemu niszczysz zamiast budować?
Zobacz, zrozum, zaakceptuj
Zamiast nienawidzić zacznij kochać
Brak świadomości, brak akceptacji
niepewność siebie, słabość własnych racji
Zobacz, zrozum, zaakceptuj!


Osobiście jestem pod ogromnym wrażeniem. Nigdy nie spodziewałbym się, że coś takiego może powstać w moim mieście. Nagranie to powstało na letnich warsztatach COOLSOUND 2010 prowadzonych w Miejskim Centrum Kultury i Sportu w Jaworznie. Wzięli w nim udział młodzi ludzie mieszkający i uczący się w Jaworznie, ludzie, których znam i których zna również wielu innych moich rówieśników, a także starszych i młodszych ode mnie. Naprawdę, pogratulować!

2010/07/21

Jest progress

Ten Blogger to szaleje po prostu, co chwilę jakieś nowości w obsłudze. Podoba mi się! Ale ogólnie nie o tym chciałem. Choć to też jakoś tematu dotyczy.
No ale do rzeczy. Zmienia się dużo. Niby nic, ale jednak. Nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale to jest i będzie jeszcze długo. Już pół miesiąca pracuję. Składam kable, wiązki elektryczne do instalacji gazowych w samochodach. Praca świetna, dobrze płatna, lekka, niewymagająca, tyle coby zręcznym być. Z każdym dniem lepiej. I ważna rzecz - świetna ekipa na zmianie. Koni z nimi bym nie kradł, w ogień też bym się nie rzucał, bo się nie znamy bądź, co bądź jeszcze i się pewnie nie poznamy na tyle. Widzę jednak, że ludzie ciekawi, warci poświęcenia im trochę czasu. I naprawdę, nie da się ich nie lubić.
Żeby wrażeń nie było mało, to robię jeszcze prawo jazdy oczywiście. Dopiero 6 godzin jazd wyjeździłem, a zdążyłem zaliczyć Chrzanów, Dąbrowę Górniczą i ostatnio (dziś) Katowice. Instruktorzy wspaniali. Dziś pierwszy raz z facetem jeździłem, stwierdził na początku, że jak miałem z babami jazdy, to niczego mnie pewnie nie nauczyły. Trochę mnie koleś denerwował, albo raczej irytował, ale jako instruktor bardzo dobry, konkretny. I powiem szczerze, idzie mi to wszystko nawet dobrze.
To jednak i tak nic w porównaniu z tym, co dzieje się w sferze uczuć i emocji. Nie ma już ukrywania, nie ma udawania. JP na 100% i nie ma, że się boję. Odkąd mama się dowiedziała, że jestem gejem, coś pękło. Tak ogólnie. Nasze stosunki na moment się zachwiały, później bez zmian, jakby nic się nie stało, ale tematu też nie było. Do dziś. Bo dziś była wizyta u psychologa. Coś mi się zdaje, że czeka nas długa droga. Ale dobrze się stało. Czuję się jakoś tak swobodniej, lżej, pomimo całego negatywnego stosunku mojej rodzicielki do tej sprawy. Jednak wszystko chyba zmierza ku lepszemu. To tak odnośnie emocji.
A uczucia? Tutaj to już w ogóle szał pał, świst pizd. Życie powoli, bo powoli, ale obraca się o 180 stopni. Fight for this love, Parachute, Perfect love, Alors on danse, Je veux, Sex Bomb, Lady Marmelade, Zawsze tam, gdzie ty... Ta część mojego życia wyraża się chyba całkowicie w muzyce. Drobne gesty, czułe słowa, dosadne spojrzenia. Wszystko mówi samo za siebie. I najlepsze jest to,  że dotyczy to tylko dwóch osób. Nikogo innego, nikogo więcej. Taki podział 'ja i Ty, i cała reszta ludzi', cała reszta, która nie ma o niczym pojęcia i która nie ma nic do powiedzenia, choć mówi dużo za dużo.
Bo liczą się tylko Najbliżsi, Przyjaciele przez duże P.

2010/07/18

Nie jest to jeszcze absolut Naszych możliwości


Alors on danse!
To Retro wczoraj przyjąłem z wymuszeniem. Już nie miałem ochoty, kolejna sobota z rzędu w Retro, ileż można. Inna sprawa, że było na oczątku w ogóle nieciekawie. Jakieś chore spory między ludźmy, niedopowiedzenia, nagonki, sprzeczki, konflikty, urazy... To nie dla mnie. Chyba jako jedyny tam miałem naprawdę na to wszystko wyjebane. Ale to nieistotne, neutralnosć to moja cecha wrodzona (dlatego tak kocham Szwajcarię).
Na parkiet też nie schodziłem z entuzjazmem. No, ale jak już się tam znaleźli, to krok po kroku, jakoś poszło. No i byłem w szoku, tyle znajomych twarzy w Retro jeszcze nigdy nie widziałem. Nie ma to jak tańczyć z mężczyzną, kiedy obok tańczą znajomi z pracy, którzy nie mają o niczym pojęcia. Jest git. No i śpiewanie sobie piosenek i zauważanie tego dopiero pod koniec. Pozytywnie.
No i oczywiście bad romance musiał być. Chociaż DJ leciał sobie mocno w kulki. Ale dotrwaliśmy, było. I Alors on dance na koniec. Więc tańczmy, tańczmy! Tak jeszcze nie tańczyłem. To było coś!
Podobnie jak wszystko to, co działo się później. A działo się coś, czego się nie spodziewałem nic, a nic. Czy tego chciałem i oczekiwałem? Chyba nie. To już nie ten etap mojego życia, inne rzeczy zyskały ważniejszy priorytet, tudzież te go straciły. Ale - nic co ludzkie nie jest mi obce. Dzięki temu, jest mi nawet bliższe.
Najlepsze słowa dzisiejszego dnia: "Nie jest to jeszcze absolut Naszych możliwości".
I oczywiście tekst piosenki. Mocny, wyrazisty, wcale nie wesoły i pozytywny. Ale ma to coś, co sprawia, że ... Alors on danse! Alors on chante!

Alors on sort pour oublier tous les problèmes.
Alors on danse… !
Et la tu t'dis que c'est fini car pire que ça ce serait la mort.
Qu'en tu crois enfin que tu t'en sors quand y en a plus et ben y en a encore!
Ecstasy dis problème les problèmes ou bien la musique.
Ca t'prends les trips ca te prends la tête et puis tu prie pour que ça s'arrête.
Mais c'est ton corps c’est pas le ciel alors tu t’bouche plus les oreilles.
Et là tu cries encore plus fort et ca persiste...
Alors on chante!
Et puis seulement quand c’est fini, alors on danse.
Alors on danse!
Et ben y en a encore

2010/07/17

So candy

'Cause there's you and me and all of the poeple

Nie ma chyba w moim życiu rzeczy, której naprawdę żałuję. Są tylko małe żalki, które mijają, gdy tylko nadarza się okazja. Że żałuję na przykład, że nie mogę w danej chwili być przy kimś, bo tak bardzo przecież tego chcę. Ale o tym już nie pamiętam, kiedy to się zaczyna dziać. Inna kwestia, jak to się w ogóle dzieje. Bo jest to coś wspaniałego, cudownego, coś co da się opisać, a jednocześnie jest nie do opisania. Najlepsze jest to, że to już było. Tylko, że nie takie. Ma to jakiś szczególny wymiar. Naznaczone jest piętnem dojrzałości. I przyznam szczerze, dzięki temu jest mi to o wiele bliższe.
Tak trochę, jakbym zaczynał rozumieć świat, siebie, innych. Co prawda nie jest możliwym odkrycie istoty świata i życia, bo ta jest w ciągłym ruchu, nawet, jeśli coś uda nam się dojrzeć, to to już nie jest takie, jakim to widzieliśmy. Ale jest ten błysk, chwilowe olśnienie, które pozwala powiedzieć "widziałem! to jest to!". Jest to coś, co sprawia, że człowiek czuje swobodę, wolność, doświadcza całej masy emocji, uczuć, którymi pragnie dzielić się z innymi. I mając taką możliwość znikają wszystkie problemy, świat jest prosty i jasny, nie liczy się nic innego, jak iść do wyznaczonego celu w doborowym towarzystwie.
Są rzeczy, których napisać tu nie mogę. Mogą to widzieć osoby, co do których nie chciałbym, aby posiadały pewne informacje. Wliczają się w to nawet przyjaciele i dobrzy znajomi. Są rzeczy, na które jest za wcześnie, aby głośno o nich mówić. I choć są to rzeczy sprawiające niemałą przyjemność, to przyjdzie czas, aby i o nich opowiedzieć.
Panta rei - wszystko płynie. Ale nikt nie powiedział, że to co popłynęło musi być lepsze od tego, co płynie teraz przed naszymi oczami.

List

Pisanie listów jest niewątpliwie sztuką. List to nie tylko zapisana kata papieru w kopercie. To analiza osobowości własnej i adresata. Pisanie listów jest sztuką. Wiedzieć do kogo się pisze, wybrać odpowiedni papier, dobrać do niego atrament i narzędzie, którym będzie się nam pisać najlepiej. Wreszcie wiedzieć co napisać i dobrać do tego odpowiednie słowa, które z uczuciem i czcią zapisuje się kolejno po sobie. Pisanie listów to jedyna sztuka, którą naprawdę w pełni, od początku do końca uprawiam. Może nie profesjonalnie, ale z należytą czcią, szacunkiem i formą stosowną do treści. Zawsze w moim stylu. Nieco retro, nieco romantycznie. Nie wyobrażam sobie pisać listu na komputerze i go drukować (mówię o prywatnych), nie wyobrażam sobie pisać listu długopisem, na zwykłej białej kartce, czy z zeszytu w kratkę lub linię. Nie wyobrażam sobie wsadzenia karty pełnej moich uczuć i emocji do pierwszej lepszej białej koperty niczego sobą nie reprezentującej. Dlatego piszę na papierze o odpowiedniej fakturze, chciałbym na czerpanym, ale nie mam do niego dostępu. Dlatego piszę na kremowym papierze czarnym atramentem naciąganym wprost z kałamarza piórem o stalówce, prowadzącej linie cienkie, delikatne, zwiewne. Dlatego listy moje znajdują się w kremowych, brązowych, złotych kopertach bez adresu i znaczka, podpisane jednak tak, że nie ma wątpliwości do kogo list jest.

Dlatego tak mało piszę listów.
Dlatego są tak piękne.
Dlatego pragnę jak najczęściej się nimi dzielić, oddając je adresatom.

2010/06/17

Zupa pełna marzeń

W marzeniach ściętej głowy nigdy
a nigdy
nie spodziewałbym się
tego chciałem zawsze
a zawsze
być z tobą być i wszystko
a wszystko
robić razem
czuć ciepło twoich rąk
z twarzą przy twarzy
w uścisku olimpijskich ramion

by delikatną linię twojej szczęki doświadczonego drapieżcy
ciepły świat odbity w krągłościach twych tęczówek
podczas różanego wschodu świetlistych pośladków
po ścieżce kręgosłupa
wyryć w wątłej swej pamięci

i jakiż szczęśliwy byłem
mogąc pamiętać
co mogło być całym życiem
historią dnia powszedniego
mną i tobą
i nami w osobności
aż do pierwszego wspólnego posiłku

nie jadłem nic pogrążony w czarnej nocy twoich oczu
tylko słabe ręce drżały w boskim uniesieniu
zalewając mały świat mistycznym podnieceniem
nie jadłeś i ty
subtelnie oparty na swych dłoniach Herkulesa
wpatrzony we mnie spojrzeniem sprawiedliwego mordercy złudzeń
jak Atropos przeciąłeś naszą nić
i jak Nike z Samotraki stałeś się symbolem własnego zwycięstwa
skrzydlata potęga bez głowy

cóż więc dziś?
spoglądam znów w talerz

zupa pełna marzeń
wylałem
bo już zimna i niesmaczna

Vetox



Powyższy wiersz, mojego autorstwa, został nagrodzony główną nagrodą w Konkursie o Złote Pióro Prezydenta Jaworzna, czyli Złotym Piórem. Siedząc w Galerii Ex-Libris MBP w Jaworznie serce biło mi jak szalone, jeszcze normalnie w kategorii szkół podstawowych, już trochę mniej w kategorii szkół gimnazjalnych, natomiast totalnie roztrzęsiony w kategorii szkół ponadgimnazjalnych, czyli mojej. Czekałem tylko na wymienienie swojego nazwiska. Spodziewałem się co najwyżej wyróżnienia, może Brązowego Pióra. Ale nie. MBP chciała, abym zszedł tam na zawał, dlatego, moje imię i nazwisko zostało odczytane na końcu, jako laureata głównej nagrody. Byłem zaskoczony, kiedy dowiedziałem się, że w ogóle dostałem jakąś nagrodę, kilka tygodni temu. Dzisiaj byłem zszokowany, że jest to nagroda główna. Dalej jestem. Nie spodziewałem się ani przez chwilę, że utwór jawnie nawiązujący do homoseksualizmu w dzisiejszej dobie w Polsce ma jakieś szanse. A tu proszę. Muszę jeszcze wspomnieć o gratulacjach członkini jury, pani Katarzyny, której słowa były dla mnie kolejnym miłym zaskoczeniem, były to gorące wyrazy uznania, wręcz zachwytu. Coś się zmienia. Na lepsze. Dzisiejszy dzień jest tego najlepszym dowodem.

Poza tym wydarzył się drugi cud nad Przemszą. Znowu udało mi się wypracować świadectwo z wyróżnieniem. Jak - nie wiem, bo nie robię nic. A jednak jest. Pierwszy cud nad Przemszą był rok temu. Tylko, że ten drugi jest o wiele większy, bo moja sytuacja była nieporównywalnie gorsza.

Jeszcze tydzień szkoły. W sam raz. Robi się miło.

Miałem pisać jakiś miły esej, na miarę dobrej książki, ciepłego, ulubionego kącika i filiżanki dobrej kawy, lub herbaty, ale rozwlekło mi się to w czasie i jest już dość późno. Niby mógłbym, zmęczony nie jestem, ale zwyczajnie mi się nie chce.

To jest coś.
Wszyscy razem w jedną stronę!
Wszyscy razem, nie ma czego się bać,
Śpiewajmy tonem wyzwolonym:
Sialajlalalalaj...

2010/04/25

Spojrzenie na siebie

Chyba jestem typem samotnika. Nie ciągnie mnie do ludzi, jednak ważna jest dla mnie świadomość, że będzie grupa, w której będę mógł się czuć swobodnie. Myślę, że stan taki utrzymuje się z mojego własnego wyboru. Może nawet całkiem nieświadomego. Mam jednak kilku prawdziwych, oddanych przyjaciół. Brakuje mi jeszcze tylko jednego do szczęścia - tego mężczyzny, którego będę mógł wziąć za rękę, pocałować. Tego, który przytuli mnie i sprawi, że będę czuć się bezpiecznie, komfortowo, że będę czuć, że z własnej woli chcę być czyjąś własnością ze świadomością, że mogę zaufać, że niestanie mi się krzywda. Tego cholernie mi brakuje, bo tego nie ma. Z każdym dniem odczuwam to coraz bardziej. Z każdym dniem coraz bardziej potrafię z tym żyć, ku mojemu przerażeniu. Nie chcę umieć żyć w samotności, bo jeśli będę umiał żyć sam, drugi człowiek nie będzie mi potrzebny, a tego nie będę w stanie znieść. Zdaję sobie sprawę, że to nieco utopijne, nierealne. Ale chyba możliwe. Chcę po prostu kochać i być kochanym. Szkoda, że żądam zbyt wiele.

2010/04/03

***

Stali przede mną,
w dłoniach rąk obu kamienie trzymając.
I stał on tuż obok mnie,
w obronie mojej mówiąc im to, co zwykle o tej porze.
Niestety, każdy z nich był tutaj bez winy.
Kamień po kamieniu, jak kropla po kropli,
jak deszcz rzęsisty, ciepły, letni,
padał na mnie, obmywał mnie z mej cielesności,
z grzechów,
z życia.
Ale ja przecież kocham deszcz.
Ja kocham życie. Kocham kochać.
Każdy z nich był tutaj bez winy.
Każdy kolejno zabronił mi kochać
wołając PEDALE!
PEDOFILU!
PEDERASTO!
Wyłamali się tylko przyjaciele i rodzina.
Jedni wołali "cwelu", trochę ciszej,
a drudzy ironicznie śmiali się twarz,
mówiąc mi "dewiancie".
Ale każdy z nich był tutaj bez winy.
Wszyscy zabronili mi kochać.
Nawet on, który stał przy mnie.
Kocham kochać.
Nawet jeśli oni, wszyscy bez winy, nie kochają mnie,
ja chyba i tak kocham ich.
Bo nigdy mi nie brak nadziei,
że może się uda.,
że może będzie lepiej,
że może będę mógł naprawdę pokochać.
A ten, który będzie stać wtedy przy mnie
podniesie mnie w deszczu
i obaj obmyci z życia,
pójdziemy przed siebie, rozpływając się wtuleni w ramiona...
Nie potrafię żyć bez nadziei.
Choćby i coś się ledwo pojawiło, razem z tym pojawia się nadzieja.
Nie potrafię inaczej.
Nadzieja matką głupich. Często wychodzę na głupca.
To boli.
Nie potrafię inaczej.

2010/03/23

O wielki Boże et cetera,
Cóż to się ze mną stało nagle,
Że "duch" "sam siebie" już nie"zbiera",
Że opuściłem nagle żagle.

Tak mi coś...psiakrew, braknie słowa,
Tak mi się "poziom" duszy zsunął...
Że gdybym wiedział, gdzie się chowa,
Tobym jej w pysk z przekleństwem plunął...

                                               Julian Tuwim
                                               bardzo zły!

                  w ostatnich dniach czerwca 1912 roku

2010/01/22

Dziękuję

Skończyłem. To ostatni post. Nie będę już tu więcej pisać. W ogóle już nie będę pisać.
Nie ma sensu.

Żyj z całych sił
Życie tli się płomieniem co
Wątły i łatwo zagasić go

Może innym razem.

2010/01/19

Prócz Ciebie nic

Z głową na Twoim ramieniu
chodzę dokoła
I chodzę z głową na Twoim ramieniu
Tak chodzę że choćbym się potknął
nie upadnę
bo chodzę z głową na Twoim ramieniu
Tak chodzę że choćby mi nogi posłuszne nie były
pójdę tam gdzie pójdziesz Ty
bo idę z głową na Twoim ramieniu
Tak idę że choćbym czasem został w tyle
będziesz zawsze ze mną
bo będę iść z głową na Twoim ramieniu
Tak będę iść że choćby ciężko Ci było
ja sprawę, że będzie lżej
bo będę mieć głowę na Twoim ramieniu
Tak będę iść
Tak będę iść z głową na Twoim ramieniu
Tak będę iść by zawsze być Ci ukojeniem
choćby i w różanym zmierzchu Twoich myśli

it takes a thought to make a word
and it takes some words to make an action
and it takes some work to make it work
it takes some good to make it hurt
it takes some bad for satisfaction

2010/01/15

Gdy nie po drodze będzie razem iść

Podoba mi się ten stan, w jakim jestem od kilku dni. Pozytywnie w szkole, a później takie miękkie, ciepłe i przytulne popołudnia i wieczory. Brakuje mi tylko towarzystwa, tej drugiej połówki, drugiego półdupka. Powtarzam to wciąż i wciąż do znudzenia, już mi się tym rzygać chce, no ale cóż, tak jest. Sporo też ostatnio myślałem. O różnych rzeczach. Nadszedł w sumie czas, kiedy na poważnie trzeba się zastanowić nad swoją przyszłością. Studia, praca, życie, mieszkanie, miłość. Rzeczy trudne, bardzo trudne, część już przemyślana, ale pozostaje jeszcze ta część, której nie da się przemyśleć, o której mogę tylko marzyć. To, że chcę studiować prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, że chcę związać swoje życie z Krakowem, to swoją drogą, to już sobie wymyśliłem, ustaliłem. I jest to marzenie jak najbardziej do spełnienia, całkiem realne. Mam nadzieję, że nie stanie się nic, co mogłoby to zmienić. Nie chciałbym się jednak cieszyć Krakowem w samotności. Swoje szczęście chciałbym dzielić z tym najbliższym. To byłaby pełnia szczęścia, na to będę musiał jednak jeszcze poczekać. Chyba dosyć długo.
Swoją drogą, swego czasu zachwycałem się bardzo nad swoją niezwykłością, nad tym, jaki to jestem wyjątkowy, niepowtarzalny, całkiem inny niż inni. Ale nie. Zdałem sobie sprawę, całkiem niedawno zresztą, że wcale nie jestem inny. Jestem tak, jak inni, dzieckiem kultury masowej, które szuka wyjątkowości, różnorodności we wszelkiej alternatywie. Szuka, bo wie, że jej nie ma. Jestem taki zwyczajny, bez kolorytu, szary, codzienny. Odróżnia mnie tylko to, że w przeciwieństwie do reszty, mam tego świadomość, wiem o tym, analizuję to, rozmyślam o tym. Nie żyję w kłamstwie. Żyję w zgodzie ze sobą. I to chyba też mnie jeszcze wyróżnia. Na świecie jest tyle zakłamania, obłudy, ignorancji, którą tak wielu jest przesiąkniętych, że stosują ją już nawet nie wobec innych, ale wobec siebie. Natomiast oszukiwanie samego siebie jest jednym z największych błędów, jakie można w życiu popełnić. Nie ma przecież nic gorszego, niż żałować za własne życie, że żyło się wbrew sobie. Jest moim celem nadrzędnym, który gdzieś tam w górze co jakiś czas zaświta, aby żyć tak, by niczego nie żałować, by w chwili śmierci być usatysfakcjonowanym tym, jak żyłem, nie żałować swojego życia i godnie przyjąć to, co dalej mnie czeka, cokolwiek to jest, nawet jeśli nic. Bo, jak to mówią, zwycięzca bierze wszystko. Piosenka ABBY o takim tytule jest jedną z piękniejszych, prawdziwszych piosenek, jakie zostały stworzone. Natomiast wykonanie jej przez Meryl Streep w filmie Mamma Mia! powala wszystko.
W ogóle słucham ostatnio kilku magicznych piosenek. Właściwie to trzech. I wszystkie w wykonaniu Kayah. Jego portret, który w tej chwili słyszę, jest dosyć nostalgiczny, a jednak jakiś pozytywny, jakby napawający nadzieją. To jest piosenka, którą słysząc, człowiek ma ochotę uścisnąć czyjąś dłoń, przytulić się do kogoś. Uśmiechnąć się, może pocałować. Co jednak, kiedy nie ma nikogo takiego w pobliżu? Pozostaje zacisnąć pięści i zęby i żyć dalej, z tą właśnie obudzoną nadzieją, że może kiedyś znajdzie się ten ktoś. Wbrew pozorom, nieistotne, czy jest to kobieta, czy mężczyzna, bo liczy się najpierw uczucie, a zaraz po nim osoba, którą nim darzymy.
Naprawdę jaki jesteś, nie wie nikt, bo tego nie wiesz nawet i sam ty... Czy zatem możemy mówić o tym, że ktoś zna siebie? Czy da się poznać siebie? Ja myślę, że w pewnym stopniu tak, ale nigdy do końca. Myślę, że właściwie nie można też powiedzieć, że samego siebie zna się najlepiej. Może jednak znajdzie się ktoś, kto zna nas lepiej. Łatwo się mówi, że zna się samego siebie. Ale kiedy zapytasz kogoś, kto tak powiedział, o niego samego, wtedy następuje cisza, bo ktoś nie wie co powiedzieć. Wydaje nam się tylko, że znamy siebie, bo, gdyby tak było, moglibyśmy z łatwością mówić o sobie, a to nie zawsze tak łatwo przychodzi. Znajomość siebie, to pewna swoboda, może nawet obyczajowy luz, bo możemy sobie pozwolić na rzeczy, które akceptujemy. W końcu jeśli już znamy siebie, to też akceptujemy. Jak pisałem, najlepiej żyć w zgodzie z samym sobą. Ale, żeby móc tego dokonać, trzeba mieć świadomość całego siebie, znać siebie właśnie, być świadomym tu i teraz, ale także tam i wcześniej oraz tam i później. Dosyć szerokie spektrum, którego nie wszyscy są wstanie osiągnąć. Przez życie pójdę, oglądając się wstecz... Ale to nie jest bezpieczne, łatwo się zatracić w tym co było, a zatracić się nie wolno. Trzeba mieć szacunek do przeszłości, oddać jej hołd, bo powinna być tego warta. Winniśmy jednak teraz patrzeć w przyszłość pamiętając o przeszłości, to najlepszy sposób.

Uniosę twój zapach snu
Rysunek ust, barwę słów
Nie dokończony jasny portret twój
Uniosę go ocalę wszędzie
Czy będziesz przy mnie, czy nie będziesz
Talizman mój, zamyśleń nagłych twych i rzęs
Obdarowany tobą miły
Gdy powiesz do mnie kiedyś: wybacz
Przez życie pójdę oglądając się wstecz



2010/01/09

Crucify me for my failings

Minęło dużo czasu. Minął rok. Pierwszy post na tym blogu pojawił się dokładnie 8 stycznia ubiegłego roku. Był to trzeci w moim życiu wiersz. Pierwszy w mojej nowej historii. Historii, której nie jestem w stanie pojąć. Minął styczeń, był i luty. Był zjazd Cerelain. Był Krzysiek. I zachował się bardzo w porządku, tak, jak wtedy nigdy bym nie przypuszczał. Mogło się zacząć. Ale nie. Za to skończyło się. Nie mogłem dłużej egzystować w związku z Łukaszem. To nie było coś, czego bym oczekiwał, wtedy już nie. Mimo prawdziwych uczuć, pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć, ja nie mogłem. Przyszedł kwiecień. 11. kwietnia. Poznałem Basię i Paulinę. Wiedziałem, że będzie fajnie, i było. Ale nie wiedziałem, że to tak bardzo zmieni moje życie. A zmieniło. 12. kwietnia. Poznałem Pawła. Tydzień później "kocham cię". Miesiąc później "to koniec". Teraz wydaje mi się to takie śmieszne, takie dziecinne... Ale nie żałuję. Nie żałuję ani chwili, ani sekundy. I dalej maj, kilka dni później pierwsza wizyta w gejowskim klubie. Było wspaniale. To nic, że przez większość czasu myślałem, że zaraz zwymiotuję. I tak było wspaniale. I chwila spokoju... To tu, to tam, w czerwcu. Przyjechał Łukasz. Fakt, może nie tego się spodziewałem, może nie było tak, jak obaj byśmy chcieli, ale to było niezwykle ważne. Dało mi to wtedy wiele do myślenia. I nadzieję, że następnym razem będzie lepiej. Lipiec. I Adam. To był błąd. Niepotrzebnie zraniłem go, ale cóż, życie nigdy nie jest łatwe. I tak nie cofnąłbym tego. Potem kolejna chwila wytchnienia, dwa tygodnie nad morzem. Ostatnie dwa tygodnie wakacji. Wróciłem. 31 sierpnia. Pożegnanie wakacji. Świat oszalał. Patryk, znów. I Krzysiek. 1. września. Krzysiek. I prawie dwa miesiące szczęścia o jakim do tamtej pory marzyłem. Spełnienie snów, marzeń, pragnień. I nagle puff... wszystko prysło jak bańka mydlana. Cóż, chyba za mocno dmuchaliśmy w kółeczko i bańka nie wytrzymała. I właściwie minął rok. To, co tu napisałem nawet w 1% nie oddaje ogromu tego, co się ze mną stało. Zmieniłem się, ogromnie. Nauczyłem się więcej, niż za całe swoje dotychczasowe życie. Nauczyłem się doceniać przyjaźń. A jeśli czasem mi nie wychodzi, to wybaczcie mi. Może jestem silny, ale tak bardzo jak jestem silny, tak bardzo jestem też słaby. Nienawidzę samotności, a na nią chyba jestem skazany. Od dawna myślałem, że jestem wyjątkowy, niezwykły, że jest we mnie to coś niespotykanego. Szukałem tego. Niestety, pomyliłem się. Jestem zwykły, choć nie chcę być. Gram kogoś, kim nie jestem. Jestem cząstką szarego tłumu, z tą różnicą, że mam tego świadomość, ale to niewiele zmienia. Niewiele jestem wart, bardzo niewiele. Ale znam tą wartość. I choćby to było nic, nie pozwolę się poniżyć, odebrać szacunek, bo mam go, zawsze będę miał szacunek do samego siebie.

Ale spójrzmy prawdzie w oczy...

crucify me for my failings,
my cruel ambition hardly justified...