Poprosiłeś mnie kiedyś... Let me be your hero.
Would you dance,
if I asked you to dance?
Oczywiście
Would you run,
and never look back?
Z Tobą choćby i na koniec świata
Would you cry,
if you saw me crying?
Nie potrafię być dla Ciebie obojętnym
And would you save my soul, tonight?
Dla Ciebie, dla mnie, dla nas
Would you tremble,
if I touched your lips?
Would you laugh?
Oh please tell me this.
Z powodu namiętności, uniesienia i szczęścia
Now would you die,
for the one you love?
Oddałbym życie, bez wahania
Hold me in your arms, tonight.
Would you swear,
that you'll always be mine?
Zawsze...
Or would you lie?
Nigdy
Would you run and hide?
Tylko z Tobą
Am I in too deep?
Have I lost my mind?
I don't care...
You're here, tonight.
Jestem, będę...
I can be your hero.
I can kiss away the pain.
And I will stand by you, forever.
You can take my breath away.
I can be your hero.
Bądź, tylko to się liczy
- Vetox
- Jaworzno, Śląsk, Poland
- Młody jeszcze człowiek pełen paradoksów, bywający odważny, ale i nieśmiały, wyważony, ale i zwariowany, radosny, ale i melancholijny. Nie dający się sklasyfikować, wstawić w ramkę, czy wcisnąć do opisanej szufladki.
2010/10/22
2010/10/14
2010/10/04
Uchwycony w jednej chwili
Zakładam marynarkę ciepły płaszcz
owijam się szalikiem
kapelusz zawadiacko zakrywa jedno ucho
ogranicza pole widzenia moich oczu
rozszerzając spektrum mego serca
chwytam w dłoń srebrny uchwyt stylowego parasola
wyruszam na miasto
zalane łzami boskim płaczem otulone ciepłym
przytulnym miękkim pluszem żółtych żarówek
które w starych lampach przywodzą na myśl ognie
co wieczór rozpalane przez sumiennych latarników
ten spacer jest czymś szczególnym
mgła wdziera się powoli w wąskie ulice starego miasta
tuli moje stopy do snu rozpalającego jaźń
na kapeluszu perlą się krople nieobecnego deszczu
a ja
ja tylko poprawiam kołnierz ciemnego płaszcza
nie siląc się nawet by rozłożyć parasol
czuję jedność ze światem
spływam na bruk spływam z bruku
razem z każdą z kropel z ich nieopisanych miriadów
wprost z przestworzy na ten świat
na ten świat z którym czuję jedność
spoglądasz na moją powierzchowność
powiedz mi, czy warto?
czy warto tak mnie kochać, jak tylko ty jeden potrafisz na świecie?
biorę cię za rękę
prowadzę ku początkowi
gdzie ledwo co bogowie różnych wyznań powołali samych siebie
gdzie dopiero wszystko się stwarza
gdzie bogiem jesteś ty
gdzie razem kreujemy nasz własny świat
gdzie po raz drugi nie wstaniesz już od stołu bez słowa
bo nie ma stołu
nie ma słów
są tylko nasze gorące namiętności
płonące w jednym sercu dwojga ludzi
Adamowie własnego raju
w starym mieście zalanym boskimi łzami
otuleni ciepłym światłem latarenek
owijam się szalikiem
kapelusz zawadiacko zakrywa jedno ucho
ogranicza pole widzenia moich oczu
rozszerzając spektrum mego serca
chwytam w dłoń srebrny uchwyt stylowego parasola
wyruszam na miasto
zalane łzami boskim płaczem otulone ciepłym
przytulnym miękkim pluszem żółtych żarówek
które w starych lampach przywodzą na myśl ognie
co wieczór rozpalane przez sumiennych latarników
ten spacer jest czymś szczególnym
mgła wdziera się powoli w wąskie ulice starego miasta
tuli moje stopy do snu rozpalającego jaźń
na kapeluszu perlą się krople nieobecnego deszczu
a ja
ja tylko poprawiam kołnierz ciemnego płaszcza
nie siląc się nawet by rozłożyć parasol
czuję jedność ze światem
spływam na bruk spływam z bruku
razem z każdą z kropel z ich nieopisanych miriadów
wprost z przestworzy na ten świat
na ten świat z którym czuję jedność
spoglądasz na moją powierzchowność
powiedz mi, czy warto?
czy warto tak mnie kochać, jak tylko ty jeden potrafisz na świecie?
biorę cię za rękę
prowadzę ku początkowi
gdzie ledwo co bogowie różnych wyznań powołali samych siebie
gdzie dopiero wszystko się stwarza
gdzie bogiem jesteś ty
gdzie razem kreujemy nasz własny świat
gdzie po raz drugi nie wstaniesz już od stołu bez słowa
bo nie ma stołu
nie ma słów
są tylko nasze gorące namiętności
płonące w jednym sercu dwojga ludzi
Adamowie własnego raju
w starym mieście zalanym boskimi łzami
otuleni ciepłym światłem latarenek
2010/10/02
Just gonna stand there and watch me burn...
Minęły trzy dni. Krościenko powitało, Szczawnica pożegnała. Spływ Dunajcem zaliczony, choć Flisak nie miał zębów i mówił bardzo, bardzo niewyraźnie. Wysoka Kaśka, Gruba Baśka i Kudłata Maryna zostały przeze mnie zaliczone bardzo satysfakcjonująco. Innymi słowy Trzy Korony mam za sobą. Palenica również git, wjazd i zjazd, grzane piwo o temperaturze uniemożliwiającej spożycie zostało wypite w pięć minut, tempo sprinterskie. Wino byłoby lepsze.
Coś się stało. Coś, czego nie ogarnąłem. Jakieś grupy, podziały, niejasne sytuacje. Przecież nie o to chodzi. Po co to komu? Dowiedziałem się za dużo. Choć może to dobrze. Może to jakiś miernik mojej integracji z innymi. Choć uważam, że nie jest tak źle. Ogólnie wyjazd był cudowny, wspaniale było, naprawdę. Jednak nie spodziewałem się, że takie rzeczy potrafią zaistnieć między ludźmi.
Od trzech dni brakowało mi czegoś. Oczywiście wyjeżdżając zapomniałem wielu rzeczy - grzałki, kubka, szamponu, etc.. Ale zostawiłem w domu rzecz dla mnie najważniejszą - serce. Trzy dni bez serca, bez miłości, uczuć, bliskości, to są lata, wieki. Tak nie może być. Dlatego dzisiejszy humor był zły, podły, wcale nie dobry. Cóż, na szczęście wróciłem do swojego serca, tęsknota (czy to na pewno ona była powodem?) była tak duża, że nawet z początku mi się nie poprawiło. Ale w końcu jakoś to poszło. Chociaż i tak za mało. Ciągle i nieustająco.
Czekam cierpliwie. Bo w końcu, kiedyś znajdę dla nas dom, z wielkim oknem na świat...
Tymczasem po prostu zostań i patrz jak płonę. Dla Ciebie.
Aaaa i byłbym zapomniał. Czekam na zakupy... :]
Coś się stało. Coś, czego nie ogarnąłem. Jakieś grupy, podziały, niejasne sytuacje. Przecież nie o to chodzi. Po co to komu? Dowiedziałem się za dużo. Choć może to dobrze. Może to jakiś miernik mojej integracji z innymi. Choć uważam, że nie jest tak źle. Ogólnie wyjazd był cudowny, wspaniale było, naprawdę. Jednak nie spodziewałem się, że takie rzeczy potrafią zaistnieć między ludźmi.
Od trzech dni brakowało mi czegoś. Oczywiście wyjeżdżając zapomniałem wielu rzeczy - grzałki, kubka, szamponu, etc.. Ale zostawiłem w domu rzecz dla mnie najważniejszą - serce. Trzy dni bez serca, bez miłości, uczuć, bliskości, to są lata, wieki. Tak nie może być. Dlatego dzisiejszy humor był zły, podły, wcale nie dobry. Cóż, na szczęście wróciłem do swojego serca, tęsknota (czy to na pewno ona była powodem?) była tak duża, że nawet z początku mi się nie poprawiło. Ale w końcu jakoś to poszło. Chociaż i tak za mało. Ciągle i nieustająco.
Czekam cierpliwie. Bo w końcu, kiedyś znajdę dla nas dom, z wielkim oknem na świat...
Tymczasem po prostu zostań i patrz jak płonę. Dla Ciebie.
Aaaa i byłbym zapomniał. Czekam na zakupy... :]
Subskrybuj:
Posty (Atom)