Moje zdjęcie
Jaworzno, Śląsk, Poland
Młody jeszcze człowiek pełen paradoksów, bywający odważny, ale i nieśmiały, wyważony, ale i zwariowany, radosny, ale i melancholijny. Nie dający się sklasyfikować, wstawić w ramkę, czy wcisnąć do opisanej szufladki.

2010/01/09

Crucify me for my failings

Minęło dużo czasu. Minął rok. Pierwszy post na tym blogu pojawił się dokładnie 8 stycznia ubiegłego roku. Był to trzeci w moim życiu wiersz. Pierwszy w mojej nowej historii. Historii, której nie jestem w stanie pojąć. Minął styczeń, był i luty. Był zjazd Cerelain. Był Krzysiek. I zachował się bardzo w porządku, tak, jak wtedy nigdy bym nie przypuszczał. Mogło się zacząć. Ale nie. Za to skończyło się. Nie mogłem dłużej egzystować w związku z Łukaszem. To nie było coś, czego bym oczekiwał, wtedy już nie. Mimo prawdziwych uczuć, pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć, ja nie mogłem. Przyszedł kwiecień. 11. kwietnia. Poznałem Basię i Paulinę. Wiedziałem, że będzie fajnie, i było. Ale nie wiedziałem, że to tak bardzo zmieni moje życie. A zmieniło. 12. kwietnia. Poznałem Pawła. Tydzień później "kocham cię". Miesiąc później "to koniec". Teraz wydaje mi się to takie śmieszne, takie dziecinne... Ale nie żałuję. Nie żałuję ani chwili, ani sekundy. I dalej maj, kilka dni później pierwsza wizyta w gejowskim klubie. Było wspaniale. To nic, że przez większość czasu myślałem, że zaraz zwymiotuję. I tak było wspaniale. I chwila spokoju... To tu, to tam, w czerwcu. Przyjechał Łukasz. Fakt, może nie tego się spodziewałem, może nie było tak, jak obaj byśmy chcieli, ale to było niezwykle ważne. Dało mi to wtedy wiele do myślenia. I nadzieję, że następnym razem będzie lepiej. Lipiec. I Adam. To był błąd. Niepotrzebnie zraniłem go, ale cóż, życie nigdy nie jest łatwe. I tak nie cofnąłbym tego. Potem kolejna chwila wytchnienia, dwa tygodnie nad morzem. Ostatnie dwa tygodnie wakacji. Wróciłem. 31 sierpnia. Pożegnanie wakacji. Świat oszalał. Patryk, znów. I Krzysiek. 1. września. Krzysiek. I prawie dwa miesiące szczęścia o jakim do tamtej pory marzyłem. Spełnienie snów, marzeń, pragnień. I nagle puff... wszystko prysło jak bańka mydlana. Cóż, chyba za mocno dmuchaliśmy w kółeczko i bańka nie wytrzymała. I właściwie minął rok. To, co tu napisałem nawet w 1% nie oddaje ogromu tego, co się ze mną stało. Zmieniłem się, ogromnie. Nauczyłem się więcej, niż za całe swoje dotychczasowe życie. Nauczyłem się doceniać przyjaźń. A jeśli czasem mi nie wychodzi, to wybaczcie mi. Może jestem silny, ale tak bardzo jak jestem silny, tak bardzo jestem też słaby. Nienawidzę samotności, a na nią chyba jestem skazany. Od dawna myślałem, że jestem wyjątkowy, niezwykły, że jest we mnie to coś niespotykanego. Szukałem tego. Niestety, pomyliłem się. Jestem zwykły, choć nie chcę być. Gram kogoś, kim nie jestem. Jestem cząstką szarego tłumu, z tą różnicą, że mam tego świadomość, ale to niewiele zmienia. Niewiele jestem wart, bardzo niewiele. Ale znam tą wartość. I choćby to było nic, nie pozwolę się poniżyć, odebrać szacunek, bo mam go, zawsze będę miał szacunek do samego siebie.

Ale spójrzmy prawdzie w oczy...

crucify me for my failings,
my cruel ambition hardly justified...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz