Moje zdjęcie
Jaworzno, Śląsk, Poland
Młody jeszcze człowiek pełen paradoksów, bywający odważny, ale i nieśmiały, wyważony, ale i zwariowany, radosny, ale i melancholijny. Nie dający się sklasyfikować, wstawić w ramkę, czy wcisnąć do opisanej szufladki.

2012/01/11

Problem

Mój zasadniczy problem polega na tym, że nie posiadam konkretnego pomysłu na bloga. W zasadzie, nie posiadam obecnie żadnego pomysłu na bloga. A każdy jaki był dawno już się zdezaktualizował. Najpierw była seria mojego własnego pojmowania pewnych zmysłowych zjawisk, która była skądinąd pomysłem całkiem dobrym, ale straciłem wątek, zanim się jeszcze dobrze rozwinął. Później była słaba próba równie słabej twórczości, a później teksty piosenek i opcjonalne komentarze do nich. Później coś mnie napadło (God bless me, nie żebym był katolikiem, czy coś), założyłem konto na blogspot.com. Moja własna oaza, którą wypełniłem bardzo wątpliwej wartości swoją grafomanią, przez co zrobiło się ciasno i niezbyt miło, ale powiedzmy, upchnąłem to już w starych kartonach w mojej świadomości. Chociaż, nie powiem, parę perełek (moim zdaniem) udało mi się stworzyć. Później z kolei blog stał się podwórkiem, na którym wypłakałem się z mojej pierwszej nieszczęśliwej miłości. No cóż, zdarza się. Dalej toczyło się już raz lepiej, raz gorzej (z akcentem na drugie), wypocinami różnej klasy i różnej kategorii. Jak pisałem w poprzednim tekście, cały czas coś się zmienia, codziennie. Dziś uświadomiłem sobie, że na dobrą sprawę nie ma sensu, abym utrzymywał dalej ten blog, skoro nie mam na niego żadnego pomysłu. Zmiana szaty graficznej to nie wszystko. Zatem owszem, przyznaję się do błędu, jednak bloga nie usunę. Możliwe, że dalej będę na nim pisał, choć nie mam pojęcia co. Rzecz w tym, że nie jestem pewien, czy chcę tutaj stworzyć jakiś pamiętnik, czy dziennik, nie chcę też wyrażać ochów i achów dotyczących mojej miłości i mojego związku, czy też (niedajboże) kolejny raz się wypłakiwać w ramię bloggera.
Jednym słowem: nie wiem. A nie, przepraszam, to dwa słowa. Nie wiem. No trudno, to też się zdarza.

2012/01/10

Untouched

I feel so untouched... Wiele się dzieje, życie toczy się swoim torem. Martwi mnie tylko, że czas jest tak bezwzględny i z każdym dniem zdaje się upływać coraz szybciej. I tylko jeden problem, który generuje wszystkie pozostałe - brak umiejętności wykorzystania owego czasu w możliwie najbardziej wydajny sposób. Tracę go zdecydowanie za dużo. Definitywnie. Ale cokolwiek by się teraz nie działo, z ręką na sercu mogę stwierdzić, że jestem szczęśliwy. Może nie zawsze jestem w porządku, jakieś tam swoje grzeszki mam, ale robię wszystko, aby się tego pozbyć. Mam swój cel. Jasny, klarowny, górujący nad wszystkim innym. Ale nie chcę o tym za dużo pisać, wszyscy o tym piszą, więc ja nie muszę, wystarczy, że noszę to w sercu i wiedzą o tym ci, którzy wiedzieć powinni, nic więcej nie jest tutaj potrzebne.
Inna sprawa, że codziennie coś się zmienia. Jak to stwierdził Heraklit, panta rei. Czasem żałuję, że nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki, że nie da się wrócić tego, co było. Czasem jednak, nieważne jakbym żałował, tak jest lepiej, zawsze tak jest lepiej, to przecież istota świata, iść ciągle naprzód, nie jest istotne, czy ku zwycięstwu, czy ku porażce, ważne, aby iść, zachować wyprostowaną postawę, jak Pan Cogito, zmierzać po złote runo, cel i kres naszego istnienia. I feel so untouched, right now need u so much...