Moje zdjęcie
Jaworzno, Śląsk, Poland
Młody jeszcze człowiek pełen paradoksów, bywający odważny, ale i nieśmiały, wyważony, ale i zwariowany, radosny, ale i melancholijny. Nie dający się sklasyfikować, wstawić w ramkę, czy wcisnąć do opisanej szufladki.

2010/01/22

Dziękuję

Skończyłem. To ostatni post. Nie będę już tu więcej pisać. W ogóle już nie będę pisać.
Nie ma sensu.

Żyj z całych sił
Życie tli się płomieniem co
Wątły i łatwo zagasić go

Może innym razem.

2010/01/19

Prócz Ciebie nic

Z głową na Twoim ramieniu
chodzę dokoła
I chodzę z głową na Twoim ramieniu
Tak chodzę że choćbym się potknął
nie upadnę
bo chodzę z głową na Twoim ramieniu
Tak chodzę że choćby mi nogi posłuszne nie były
pójdę tam gdzie pójdziesz Ty
bo idę z głową na Twoim ramieniu
Tak idę że choćbym czasem został w tyle
będziesz zawsze ze mną
bo będę iść z głową na Twoim ramieniu
Tak będę iść że choćby ciężko Ci było
ja sprawę, że będzie lżej
bo będę mieć głowę na Twoim ramieniu
Tak będę iść
Tak będę iść z głową na Twoim ramieniu
Tak będę iść by zawsze być Ci ukojeniem
choćby i w różanym zmierzchu Twoich myśli

it takes a thought to make a word
and it takes some words to make an action
and it takes some work to make it work
it takes some good to make it hurt
it takes some bad for satisfaction

2010/01/15

Gdy nie po drodze będzie razem iść

Podoba mi się ten stan, w jakim jestem od kilku dni. Pozytywnie w szkole, a później takie miękkie, ciepłe i przytulne popołudnia i wieczory. Brakuje mi tylko towarzystwa, tej drugiej połówki, drugiego półdupka. Powtarzam to wciąż i wciąż do znudzenia, już mi się tym rzygać chce, no ale cóż, tak jest. Sporo też ostatnio myślałem. O różnych rzeczach. Nadszedł w sumie czas, kiedy na poważnie trzeba się zastanowić nad swoją przyszłością. Studia, praca, życie, mieszkanie, miłość. Rzeczy trudne, bardzo trudne, część już przemyślana, ale pozostaje jeszcze ta część, której nie da się przemyśleć, o której mogę tylko marzyć. To, że chcę studiować prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, że chcę związać swoje życie z Krakowem, to swoją drogą, to już sobie wymyśliłem, ustaliłem. I jest to marzenie jak najbardziej do spełnienia, całkiem realne. Mam nadzieję, że nie stanie się nic, co mogłoby to zmienić. Nie chciałbym się jednak cieszyć Krakowem w samotności. Swoje szczęście chciałbym dzielić z tym najbliższym. To byłaby pełnia szczęścia, na to będę musiał jednak jeszcze poczekać. Chyba dosyć długo.
Swoją drogą, swego czasu zachwycałem się bardzo nad swoją niezwykłością, nad tym, jaki to jestem wyjątkowy, niepowtarzalny, całkiem inny niż inni. Ale nie. Zdałem sobie sprawę, całkiem niedawno zresztą, że wcale nie jestem inny. Jestem tak, jak inni, dzieckiem kultury masowej, które szuka wyjątkowości, różnorodności we wszelkiej alternatywie. Szuka, bo wie, że jej nie ma. Jestem taki zwyczajny, bez kolorytu, szary, codzienny. Odróżnia mnie tylko to, że w przeciwieństwie do reszty, mam tego świadomość, wiem o tym, analizuję to, rozmyślam o tym. Nie żyję w kłamstwie. Żyję w zgodzie ze sobą. I to chyba też mnie jeszcze wyróżnia. Na świecie jest tyle zakłamania, obłudy, ignorancji, którą tak wielu jest przesiąkniętych, że stosują ją już nawet nie wobec innych, ale wobec siebie. Natomiast oszukiwanie samego siebie jest jednym z największych błędów, jakie można w życiu popełnić. Nie ma przecież nic gorszego, niż żałować za własne życie, że żyło się wbrew sobie. Jest moim celem nadrzędnym, który gdzieś tam w górze co jakiś czas zaświta, aby żyć tak, by niczego nie żałować, by w chwili śmierci być usatysfakcjonowanym tym, jak żyłem, nie żałować swojego życia i godnie przyjąć to, co dalej mnie czeka, cokolwiek to jest, nawet jeśli nic. Bo, jak to mówią, zwycięzca bierze wszystko. Piosenka ABBY o takim tytule jest jedną z piękniejszych, prawdziwszych piosenek, jakie zostały stworzone. Natomiast wykonanie jej przez Meryl Streep w filmie Mamma Mia! powala wszystko.
W ogóle słucham ostatnio kilku magicznych piosenek. Właściwie to trzech. I wszystkie w wykonaniu Kayah. Jego portret, który w tej chwili słyszę, jest dosyć nostalgiczny, a jednak jakiś pozytywny, jakby napawający nadzieją. To jest piosenka, którą słysząc, człowiek ma ochotę uścisnąć czyjąś dłoń, przytulić się do kogoś. Uśmiechnąć się, może pocałować. Co jednak, kiedy nie ma nikogo takiego w pobliżu? Pozostaje zacisnąć pięści i zęby i żyć dalej, z tą właśnie obudzoną nadzieją, że może kiedyś znajdzie się ten ktoś. Wbrew pozorom, nieistotne, czy jest to kobieta, czy mężczyzna, bo liczy się najpierw uczucie, a zaraz po nim osoba, którą nim darzymy.
Naprawdę jaki jesteś, nie wie nikt, bo tego nie wiesz nawet i sam ty... Czy zatem możemy mówić o tym, że ktoś zna siebie? Czy da się poznać siebie? Ja myślę, że w pewnym stopniu tak, ale nigdy do końca. Myślę, że właściwie nie można też powiedzieć, że samego siebie zna się najlepiej. Może jednak znajdzie się ktoś, kto zna nas lepiej. Łatwo się mówi, że zna się samego siebie. Ale kiedy zapytasz kogoś, kto tak powiedział, o niego samego, wtedy następuje cisza, bo ktoś nie wie co powiedzieć. Wydaje nam się tylko, że znamy siebie, bo, gdyby tak było, moglibyśmy z łatwością mówić o sobie, a to nie zawsze tak łatwo przychodzi. Znajomość siebie, to pewna swoboda, może nawet obyczajowy luz, bo możemy sobie pozwolić na rzeczy, które akceptujemy. W końcu jeśli już znamy siebie, to też akceptujemy. Jak pisałem, najlepiej żyć w zgodzie z samym sobą. Ale, żeby móc tego dokonać, trzeba mieć świadomość całego siebie, znać siebie właśnie, być świadomym tu i teraz, ale także tam i wcześniej oraz tam i później. Dosyć szerokie spektrum, którego nie wszyscy są wstanie osiągnąć. Przez życie pójdę, oglądając się wstecz... Ale to nie jest bezpieczne, łatwo się zatracić w tym co było, a zatracić się nie wolno. Trzeba mieć szacunek do przeszłości, oddać jej hołd, bo powinna być tego warta. Winniśmy jednak teraz patrzeć w przyszłość pamiętając o przeszłości, to najlepszy sposób.

Uniosę twój zapach snu
Rysunek ust, barwę słów
Nie dokończony jasny portret twój
Uniosę go ocalę wszędzie
Czy będziesz przy mnie, czy nie będziesz
Talizman mój, zamyśleń nagłych twych i rzęs
Obdarowany tobą miły
Gdy powiesz do mnie kiedyś: wybacz
Przez życie pójdę oglądając się wstecz



2010/01/09

Crucify me for my failings

Minęło dużo czasu. Minął rok. Pierwszy post na tym blogu pojawił się dokładnie 8 stycznia ubiegłego roku. Był to trzeci w moim życiu wiersz. Pierwszy w mojej nowej historii. Historii, której nie jestem w stanie pojąć. Minął styczeń, był i luty. Był zjazd Cerelain. Był Krzysiek. I zachował się bardzo w porządku, tak, jak wtedy nigdy bym nie przypuszczał. Mogło się zacząć. Ale nie. Za to skończyło się. Nie mogłem dłużej egzystować w związku z Łukaszem. To nie było coś, czego bym oczekiwał, wtedy już nie. Mimo prawdziwych uczuć, pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć, ja nie mogłem. Przyszedł kwiecień. 11. kwietnia. Poznałem Basię i Paulinę. Wiedziałem, że będzie fajnie, i było. Ale nie wiedziałem, że to tak bardzo zmieni moje życie. A zmieniło. 12. kwietnia. Poznałem Pawła. Tydzień później "kocham cię". Miesiąc później "to koniec". Teraz wydaje mi się to takie śmieszne, takie dziecinne... Ale nie żałuję. Nie żałuję ani chwili, ani sekundy. I dalej maj, kilka dni później pierwsza wizyta w gejowskim klubie. Było wspaniale. To nic, że przez większość czasu myślałem, że zaraz zwymiotuję. I tak było wspaniale. I chwila spokoju... To tu, to tam, w czerwcu. Przyjechał Łukasz. Fakt, może nie tego się spodziewałem, może nie było tak, jak obaj byśmy chcieli, ale to było niezwykle ważne. Dało mi to wtedy wiele do myślenia. I nadzieję, że następnym razem będzie lepiej. Lipiec. I Adam. To był błąd. Niepotrzebnie zraniłem go, ale cóż, życie nigdy nie jest łatwe. I tak nie cofnąłbym tego. Potem kolejna chwila wytchnienia, dwa tygodnie nad morzem. Ostatnie dwa tygodnie wakacji. Wróciłem. 31 sierpnia. Pożegnanie wakacji. Świat oszalał. Patryk, znów. I Krzysiek. 1. września. Krzysiek. I prawie dwa miesiące szczęścia o jakim do tamtej pory marzyłem. Spełnienie snów, marzeń, pragnień. I nagle puff... wszystko prysło jak bańka mydlana. Cóż, chyba za mocno dmuchaliśmy w kółeczko i bańka nie wytrzymała. I właściwie minął rok. To, co tu napisałem nawet w 1% nie oddaje ogromu tego, co się ze mną stało. Zmieniłem się, ogromnie. Nauczyłem się więcej, niż za całe swoje dotychczasowe życie. Nauczyłem się doceniać przyjaźń. A jeśli czasem mi nie wychodzi, to wybaczcie mi. Może jestem silny, ale tak bardzo jak jestem silny, tak bardzo jestem też słaby. Nienawidzę samotności, a na nią chyba jestem skazany. Od dawna myślałem, że jestem wyjątkowy, niezwykły, że jest we mnie to coś niespotykanego. Szukałem tego. Niestety, pomyliłem się. Jestem zwykły, choć nie chcę być. Gram kogoś, kim nie jestem. Jestem cząstką szarego tłumu, z tą różnicą, że mam tego świadomość, ale to niewiele zmienia. Niewiele jestem wart, bardzo niewiele. Ale znam tą wartość. I choćby to było nic, nie pozwolę się poniżyć, odebrać szacunek, bo mam go, zawsze będę miał szacunek do samego siebie.

Ale spójrzmy prawdzie w oczy...

crucify me for my failings,
my cruel ambition hardly justified...