Stali przede mną,
w dłoniach rąk obu kamienie trzymając.
I stał on tuż obok mnie,
w obronie mojej mówiąc im to, co zwykle o tej porze.
Niestety, każdy z nich był tutaj bez winy.
Kamień po kamieniu, jak kropla po kropli,
jak deszcz rzęsisty, ciepły, letni,
padał na mnie, obmywał mnie z mej cielesności,
z grzechów,
z życia.
Ale ja przecież kocham deszcz.
Ja kocham życie. Kocham kochać.
Każdy z nich był tutaj bez winy.
Każdy kolejno zabronił mi kochać
wołając PEDALE!
PEDOFILU!
PEDERASTO!
Wyłamali się tylko przyjaciele i rodzina.
Jedni wołali "cwelu", trochę ciszej,
a drudzy ironicznie śmiali się twarz,
mówiąc mi "dewiancie".
Ale każdy z nich był tutaj bez winy.
Wszyscy zabronili mi kochać.
Nawet on, który stał przy mnie.
Kocham kochać.
Nawet jeśli oni, wszyscy bez winy, nie kochają mnie,
ja chyba i tak kocham ich.
Bo nigdy mi nie brak nadziei,
że może się uda.,
że może będzie lepiej,
że może będę mógł naprawdę pokochać.
A ten, który będzie stać wtedy przy mnie
podniesie mnie w deszczu
i obaj obmyci z życia,
pójdziemy przed siebie, rozpływając się wtuleni w ramiona...
No co ja widzę... jednak coś napisałeś. W takim razie odpiszę tutaj na tamten komentarz. Mhmm...
OdpowiedzUsuńZakładając hipotetyczną sytuację: szef daje Ci do wykonania jakieś ciekawe zadanie, jednak Twój końcowy efekt go nie zadowala i Cię po prostu beszta. Kategorycznie każe Ci zacząć od początku, bo to, co wykonałeś to zwykłe bagno. Ty się wściekasz i miotasz, bo przecież spędziłeś nad tym dużo czasu i wiele rzeczy dla tej sprawy musiałeś poświęcić. Co robisz? Przestajesz pracować, bo szef nie docenia Twoich starań, nie zauważa ile serca i ciężkiej pracy w to włożyłeś? Ciekawe.
Przecież to Twój blog. Nie powinno być tak, że cieszysz się z samej możliwości wypisania się albo czegoś podobnego? No nie wiem... W każdym bądź razie nie chce mi się tego dokładniej opisywać.
Skąd wiesz, że nie masz jakiegoś ukrytego czytelnika, który ze wstydu nigdy się nie ujawnił? ;) Podobno takie rzeczy też się zdarzają. Raz nawet widziałam taką sytuację, choć to trochę śmieszne było jak się w końcu ujawniła... No, nieważne.
W rzeczy samej nie dziwię się, że to m. nic właściwie Ci nic nie mówi. To jakby część mojego pseudonimu lub czegoś w podobnym guście. Kim jestem? Nikim ważnym dla Ciebie. Nie znasz mnie jeśli o to Ci chodzi. Ja Ciebie też nie. Prawdopodobnie nigdy nawet nie mijaliśmy się na zatłoczonej bądź nie, ulicy. Choć co do tego nie mam pewności. Wystarczy?
To to tam na górze, w Twojej notatce smutne jest bardzo. Ale nie każdy taki jest. Nie każdy rzuciłby w Ciebie kamieniem...
Każdy kocha kochać. Nawet jeśli się do tego nie przyznaje to w głębi duszy chce mieć kogoś "swojego", na własność. Ale pomińmy, bo to temat rzeka.
Napisałeś to pewnie pod wpływem chwili, może dlatego że ktoś zrobił Ci przykrość, a może nie dlatego. To już nieistotne. Najważniejsze, że każdy ma prawo do miłości, do kochania.
W każdym bądź razie życzę Ci byś znalazł tą swoją piękną miłość. Taką, która w razie czego wyratowałaby Cię ze szponów innych, zawistnych ludzi. Resztę Twego ideału dopisz sobie sam :)
Cóż, dużo wyszło. Jeśli chcesz to sobie w głowie podziel ten mój komentarz na x części, bo podobno lepsze są te krótkie wypowiedzi.
Pozdrawiam,
m.
Hmm... kiedy to pisałam wcale nie wydawało się aż tak wielkie... Sorry.
OdpowiedzUsuńm.