Moje zdjęcie
Jaworzno, Śląsk, Poland
Młody jeszcze człowiek pełen paradoksów, bywający odważny, ale i nieśmiały, wyważony, ale i zwariowany, radosny, ale i melancholijny. Nie dający się sklasyfikować, wstawić w ramkę, czy wcisnąć do opisanej szufladki.

2009/11/28

Ja...

Chcę wszystkich poinformować, że zepsuł mi się komputer. Nie wiem, czy uda mi się go naprawić, czy nie, a jeśli nie, to czy będę mieć jakiś inny, nowy, bądź stary, nie wiem. W każdym bądź razie, nie będę w stanie pisac tutaj, jak zamierzałem, w najbliższym czasie, być może i trochę dalszym. Ale jeśli tylko mój stan sprzętowy powróci do normy, będę pisać tu dalej. : )
To przeczytania kiedyś ;*

2009/11/26

Ze szkoły

Siedzę właśnie w szkole... Zastępstwo - TI zamiast angielskiego. Nie wiem czemu ale wszyscy siedzą na NK. Oprócz mnie. Jakoś mnie nie ciągnie na ten portal. Są ciekawsze rzeczy np. Blogger. A na biologii napisałem wiersz. Niby miałem juź nie pisać, ale chyba lubię męczyć innych swoim grafomaństwem. I mam jeszcze jeden, ale nie napiszę go tu, dopóki nie będę mieć dedykacji. ; )

Ekspresja
to realizowanie informacji genetycznej
nie ma mowy o uczuciach
nie ma dla nich miejsca
Ekspresja
to realizowanie
nie ma mowy o planach
to tylko puste mrzonki
Ekspresja
to wyrażanie siebie
to tylko biologiczny element genetyczny
nikt tu nie myśli o człowieku
człowiek się nie liczy

2009/11/25

Ja i Twardowski

Ja, Nic więcej
Mam na imię Mateusz
jestem gejem
nie powiem nic więcej
bo wyjecie i gwiżdżecie

nie powiem nic więcej
bo gdy wyszedłem
napadli mnie i skręcili kark


Jan Twardowski, nic więcej
Napisał "MÓJ Bóg" ale przekreślił, bo przecież pomyślał
o tyle mój, o ile jestem sobkiem
napisał "Bóg ludzkości" ale ugryzł się w język, bo przypomniał
sobie jeszcze aniołów i kamienie podobne w śniegu do królików
wreszcie napisał "Bóg". Nic więcej
Jeszcze za dużo napisał

2009/11/24

Miłość gorzka, jak filiżanka ciemnej kawy

Po pierwsze primo:
Halina Poświatowska, ***
Jestem Julią
mam lat 23
dotknęłam kiedyś miłości
miała smak gorzki
jak filiżanka ciemnej kawy
wzmogła
rytm serca
rozdrażniła
mój żywy organizm
rozkołysała zmysły

odeszła

Jestem Julią
na wysokim balkonie
zawisła
krzyczę wróć
wołam wróć
plamię
przygryzione wargi
barwą krwi

nie wróciła

Jestem Julią
mam lat tysiąc
żyję

Po drugie primo:
Jakiś czas temu dostałem prezent. Był, co prawda, używany, ale to tylko zwiększało jego wartość, był i tak w idealnym stanie. Ten prezent był moim największym marzeniem. Nigdy o niczym tak bardzo nie marzyłem. Kiedy marzenie się spełniło, byłem wniebowzięty. To było największe szczęście, namacalne, prawdziwe, życie nabrało kolorów, radości. Mogłem się wreszcie nazwać szczęśliwym człowiekiem. Nie potrzebowałem niczego więcej. To było wszystko, czego oczekiwałem od życia. I oczywiście nie mogło to trwać wiecznie. Ktoś kto podarował mi ten prezent, odebrał mi go, może nie brutalnie, ale dość stanowczo.
Los niestety nie umie się zdecydować. Jak śpiewa Anna Bursztyn "nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los, trzeba będzie stracić...". Straciłem. Prezent nie nadawał się już do używania. Okazało się, że zbyt duży wpływ mieli na niego poprzedni właściciele, użytkownicy.
Zabolało najbardziej, kiedy zobaczyłem, że ten sam podarunek otrzymuje ktoś inny, kogo zresztą znam. Zabolało najbardziej, ale było to rzeczą najbardziej oprzytomniającą. W momencie otrząsnąłem się z tego, co mnie dręczyło. Taka niesprawiedliwość w sumie. Ale teraz nie ma to już dla mnie takiego znaczenia, jak wcześniej. Teraz mogę już szczerze życzyć owemu znajomemu udanego korzystania z dobrodziejstw wspomnianego podarku (o, jak się dziwnie złożyło... "po-Darku"). Mam nadzieję, że wykorzysta je w odpowiedni sposób, pomnażając swoje szczęście. Będzie mi miło, jeśli tak się stanie. Naprawdę. Nie żywię żadnej urazy, żadnego żalu, nie potrafiłbym tak i nie widzę sensu. Nie chcę truć siebie i innych. Chcę, żeby było po prostu dobrze. Chcę móc spokojnie i na nowo zbudować własne szczęście.
Moje uczucia się nie zmieniły, wciąż są takie, jakie były, szczere, może o mniejszej sile, co chyba naturalne. Ale najważniejsze jest to, że nauczyłem się z nimi żyć. Dzisiejszego ranka, ale poradziłem z tym sobie. To, co najgorsze minęło. Teraz niech już będzie tylko lepiej. Niech będzie dobrze.

 I po trzecie primo:
Agnieszka Chylińska, Ostatnia łza
To ostatnia łza, wiec nie liczę jej
Mam misterny plan, by nie patrzeć wstecz
Słowo daję że, odmienię swój los
Nie powstrzyma mnie twój ponury głos, twój głos

Najwyższy czas pokazać twarz,
Czy zaufasz takiej mnie
A jeśli nie, to, co zrobić mam, byś uwierzył, że to ja?
Opuścił mnie strach, przespałam zły czas,
Chcę znów kochać, chcę się śmiać
Ostatnia łza, to ostatnia łza.

Może zmieniam się nie tak jakbyś chciał,
Tamtej dawnej mnie już nie będziesz miał,
To ostatnia łza, wiec nie liczę jej,
Patrzysz na mnie, a ja uśmiecham się.

Odpuszczam sobie wszystkie winy.
Dla ciebie też już serce mam.
Pozwalam zostać ci czym zechcesz.
Dlatego ty też pozwól mi.

Coś jeszcze bym tu chciał, ale już nie wiem co...

Au revoir.

2009/11/23

Bardzo cicha noc

Dziwnie się czuję. Przyznaję to otwarcie. Nie jest mi źle, jest mi tak jakoś miło, spokojnie i fajnie... ale jednak nie dobrze. Nie potrafię tego określić. Może nostalgicznie? Troszkę popłynąłem na fali komercji, ale chyba i taką miałem gdzieś w środku nieokreśloną ochotę. Mianowicie wsłuchuję się w święta. To, że są dopiero za miesiąc to inna kwestia. Ale reklamy, broszurki, TV powoli przesiąkają klimatem świąt. Ot choćby świąteczna reklama kawy (a, że od kilku lat jest dokładnie taka sama... to inna sprawa), która była dzisiejszym moim impulsem do krótkiej penetracji Internetu w poszukiwaniu piosenki wykorzystanej we wspomnianej reklamie - Let it snow, pod linkiem wersja instrumentalna, ale też ma swój urok. A później jakoś tak poszło, że po chwilowej irytacji połączonej z łagodnym zbulwersowaniem się na mój zawsze i wszędzie śmigający komputer załączyłem sobie moją ulubioną składankę świąteczną "Święta Święta 2". To jest dopiero urok i klimat. Jak już u mnie w głośnikach leci to wydawnictwo, to już musowo idą święta. Na razie jednak spokojnie majaczą na horyzoncie.
Jest taka piosenka "Bardzo cicha noc", którą śpiewa pan Rynkowski, jest ona częścią owej składanki. To chyba najbardziej oddziałująca na mnie piosenka. Niby są inne, które więcej łez wyciskają, ale one zazwyczaj dotyczą spraw bieżących, chwilowych... Bardzo cicha noc dotyka jednak kwestii bardzo głębokiej, rzekłbym że wręcz stałej i uniwersalnej na mojej płaszczyźnie. I właściwie wciąż nie mogę z tym dojść do ładu. Pisałem już o tym na blogu, w bardziej lirycznej formie. Z jednej strony żałuję tego, że jego już nie ma, nie będzie, z drugiej strony wiem, że gdyby żył, byłbym kimś zupełnie innym. Co gorsze, byłbym w zupełnie innym miejscu swojego życia. A tego bym nie chciał. Dobrze mi tak, jak jest, pasuje mi ta sytuacja mimo wszystkich jej minusów. Pewnie wtedy nie byłoby takich problemów, jakie są dziś, ale nie dbam o to. Mimo, że nie jestem szczęśliwy, wiem, że mam szansę na szczęście, prawdziwe i poważne. I mimo to, to wspomnienie wciąż jest smutne i myślę, że inne już nie będzie. Jednak był tym, kogo zawsze brakowało. Tym kimś, kto miał tu być, ale nie mógł. Zapewne żyjąc, nie zaakceptowałby mnie takiego jakim jestem teraz, czy w innej formie, choć podobnej, bo przecież pisałem już, że nie byłbym tym, kim jestem, ale teraz, jeśli jest gdzieś tam w eterze, mam nadzieję, że jest ze mnie dumny. Że się nie poddaję, że staram się zawsze chodzić z podniesioną głową.
W ilu domach będzie dziś
puste miejsce blisko drzwi,
zdjęcie w ramce, kartka, list,
zamiast tych, co tu nie mogą być.
Poza tym wszystkim jestem dziś po zajęciach tanecznych, niezłym wycisku. Uwielbiam czuć na sobie presję, że nie skończymy, póki ja nie zrobię tego dobrze. I chciałem pewnie jeszcze coś napisać, ale już zapomniałem co, więc nie napiszę. Kolejne refleksje pewnie w kolejnych postach.
Chciałem tylko dodać, że piszę to wszystko dla siebie i w równym stopniu dla Was, którzy to czytacie. Czasem jednak wątpię, czy właśnie ktokolwiek to czyta. Ale to insza inszość.

2009/11/22

Close your eyes...

Mam ochotę zniknąć ze świata. Nie mówię tutaj o żadnym samobójstwie, czy czymś w tym rodzaju. Chciałbym się tak po prostu rozpłynąć. Pójść gdzieś, pójść z kimś i "to vanish into world". Nie mieć już żadnych problemów, żadnych smutków, odciąć się od wszystkiego. Mieć święty spokój. Ogólnie w tym wymiarze dużo rzeczy bym chciał. Kwestia tego, kto będzie w stanie to docenić. Kto chciałby tego samego co ja? To nie jest łatwe. Tak jak łatwa nie jest dla mnie samotność? Nie lubię samotności. I owszem, są tacy, którzy całe życie mogą być singlami, ale mnie takie życie nie kręci. Ja tak nie potrafię. Potrzebuję stabilności, stałości, potrzebuję kogoś, kto mi to zapewni. Nie mówię, że chcę całe życie siedzieć w domu. Nie wykluczam tutaj jakiegoś szaleństwa, życia na maksa, ta stałość i stabilność to kwestia tego, bym zawsze i wszędzie mógł na kimś polegać. By mieć prawo powiedzieć kilka ciepłych słów, by mieć możliwość, by ot tak, bez żadnego powodu konkretnego kilka takich słów samemu usłyszeć.
Najlepsze jest to, że myślę, że mógłbym się zmienić. Mógłbym się dostosować do nowych warunków. Zaszaleć w swoim życiu, stać się takim typowym singlem, który nie przywiązuje wagi do wspólnego życia, że może by chciał, ale w sumie to po co, bo dobrze jest jak jest. Ale na ile byłbym wtedy sobą? To byłaby bardzo poważna zmiana, dotycząca praktycznie wszystkich aspektów mojego życia. Nie byłbym wtedy tym, kim jestem teraz. Byłbym więc inny. A ja nie chcę być inny. Pasuję sobie samemu taki, jaki jestem. To, że czasem innym nie pasuję? Ich problem. Czuję się dobrze sam ze sobą, zazwyczaj. To i owo bym zmienił, ale nic diametralnie, raczej drogą naturalnej ewolucji niż wymuszonej rewolucji. Kwestia tego, że nie do końca spełniam wymagania dzisiejszego świata jakoś mało mnie obchodzi. Myślę, że należę do swoistej niszy osobowości, charakterów. Coś, co cieszy się uznaniem w wąskiej grupie odbiorców, którymi w tym wypadku są moi przyjaciele. I muszę przyznać że jest mi z tym niezwykle dobrze. Może trafi się ktoś jeszcze zainteresowany. Ja się nie ograniczam. Przyjąć mogę każdego.


Mam ochotę na filiżankę ciepłej kawy z mlekiem, albo kakao. Na dobrą muzykę, taką klimatyczną. Na wygodną kanapę. Na interesujący charakter i zajmującą rozmowę o wszystkim, która mogłaby trwać długo, długo i jeszcze dłużej.
Mam ochotę na coś romantycznego. I żeby się w czymś zatracić. Odnaleźć jakiś sens, jakąś ideę.
I boli trochę to, że żadna z tych rzeczy się nie spełni. A szkoda. Może by mnie to jakoś podniosło na duchu. A wręcz na pewno. Ale cóż, to, co by się chciało, zazwyczaj jest nieosiągalne. Już kilka razy się o tym przekonałem, szkoda, że tak boleśnie.
I liczy się jeszcze to, że jest coraz lepiej. Co nie znaczy, że będzie dobrze, bo tak jeszcze długo nie będzie. Ale każdy dzień może być lepszy od poprzedniego. Na razie tak chyba właśnie jest.
Trzymam kciuki za samego siebie, może to coś da. ; )

Dywagacje

Każdy nowy dzień rodzi nowe paranoje... Jak to śpiewa Pidżama Porno. Dla mnie właśnie zaczął się nowy dzień. A paranoje? Jakieś się też pojawiły. Głównie dlatego, że myśli, które od dawna krążyły mi w głowie, oczywiście nie wszystkie, ale część z nich, wyraziłem w konkretnych słowach, zdaniach. To zaś pomaga uświadomić sobie wagę i znaczenie takich myśli.
O konkretach nie chciałbym akurat pisać, są zbyt osobiste, a tego bloga w żaden sposób nie ukrywam. Jak to jednak w życiu bywa, osią wszystkiego jest miłość. U mnie jest to miłość i samotność. Te dwie kwestie połączone w jedną bywają czasem bardzo niebezpieczne, pustosząc pokłady pozytywnej energii i takichże myśli, pomysłów, etc. Nie mam jednak innego wyjścia, jak iść dalej przez to marne, jak wydaje mi się w takich chwilach, życie. Wyznaję zasadę, że podniesiona głowa, wyprostowane plecy i szczery uśmiech na twarzy to już połowa sukcesu przy mierzeniu się z problemami.
A, że ja, to ja, to nie potrafię żyć inaczej niż z uśmiechem na twarzy. Kiedy on z niej znika, to znaczy, że już jest bardzo, bardzo źle. Jakiś czas temu tak właśnie było, ale chyba z każdym dniem jest już coraz lepiej. Myślę, że to jest pewna istota mojej osobowości. Myślę, że nie muszę dużo mówić, że nie muszę być jakoś aktywny towarzysko. Myślę, że wystarczy tylko, że jestem, że się uśmiecham, że potrafię pocieszyć i każdemu pomogę, jeśli tylko będę w stanie i taki ktoś będzie chciał. Choć wbrew pozorom jestem raczej introwertykiem. Niby otwarty jestem na wszystkich i tak też jest, nie ograniczam się na nikogo, to jednak dostęp do mojego prawdziwego wnętrza mają tylko nieliczni. Naprawdę nieliczni, bo takich osób jest teraz może 3, albo 4... To są właśnie przyjaciele. Wróć. To są Przyjaciele. Osoby, które dla mnie są niezwykle ważne, których za nic w świecie nie chciałbym stracić.
Przyjaźń to dla mnie ogromnie poważne słowo. Myślę, że w odpowiedni sposób doceniam jego wartość. Uważam, że prawdziwa przyjaźń jest wieczna. Nawet, jeśli są jakieś dołki, niepowodzenia, porażki, nieporozumienia, etc. to to jest nic dla przyjaźni, która bez problemu powinna takie rzeczy przetrwać. No, może nie zawsze bez problemu, ale zawsze przetrwa.
I jeśli miłość oparta jest na takiej przyjaźni, to jest to miłość prawdziwa i idealna.

2009/11/21

Just hold me...

And why can't you just hold me
And how come it is so hard
And do you like to see me broken
And why do I still care

Poor little misunderstood baby
No-one likes a sad face
But I can't remember
life without him
I think I did have good days
I think I did have good days




Tak już mam, że trudno mi się odciąć od tego, co było mi bliskie, ale już być nie może.
Wracam.
Postaram się tworzyć dalej. Może mi się uda.
Może znów się czegoś nauczyłem.

Na pewno.