Moje zdjęcie
Jaworzno, Śląsk, Poland
Młody jeszcze człowiek pełen paradoksów, bywający odważny, ale i nieśmiały, wyważony, ale i zwariowany, radosny, ale i melancholijny. Nie dający się sklasyfikować, wstawić w ramkę, czy wcisnąć do opisanej szufladki.

2013/02/04

I don't know where I am, please carry me home...

Nie tracąc nadziei, umieram powoli. Czas połowicznego rozkładu mojej duszy jest o wiele krótszy, niż to sobie kiedykolwiek wyobrażałem. I szlag mnie trafia, kiedy pomyślę, że będąc już na względnie prostej drodze, zszedłem z niej tylko na chwilę, aby zobaczyć, czy jeszcze coś się kryje poza nią. I co? I chyba pomyliłem gwiazdy z niebem odbitym nocą na powierzchni stawu (te słowa chyba będą mnie prześladować), zgubiłem się i nie potrafię odnaleźć powrotu na tę wspomnianą, prostą drogę. Odchodzę od zmysłów. Skusiłem się chwilą i cierpię. Najgorsze jest to, że wciąż, wciąż mam nadzieję, że te gwiazdy okażą się jednak prawdziwe (mój Boże, ile bym dał za to... królestwo to za mało). I na nieszczęście moje, wszystko co jest, (a nie ma tego mało), pomaga mi ledwie na moment. Wróciłem do tego złego punktu wyjścia, sam siebie zwabiłem w tę pułapkę. Racjonalizacja, tłumaczenia, próby zapomnienia na nic się zdają.
Nie boli mnie to, że stało się, jak się stało. Trudno, widać tak musiało być. Nie umiałem wziąć swojego życia  we własne ręce, więc to życie wzięło mnie w swoje i sponiewierało "za karę". Boli mnie za to fakt, że nie wiedząc nic, już wiem za dużo, że ja się męczę  z samym sobą i wszystkim w około, a On zdaje się mieć to wszystko gdzieś (nie, nie oczekuję współczucia) i właściwie, jak gdyby nic się nie stało, na nowo układa sobie życie. Brzmi to bardzo źle, co piszę, i nie do końca o to mi chodzi, ale nie umiem tego ubrać w inne lepsze słowa. Zasadniczo dałem nam czas na przemyślenie tego, co było i jest, na zakończenie pewnego etapu życia, ale na miłość boską, nie na rozpoczynanie nowego. Bo ja czekam i stoję w miejscu, a ktoś tu ma to gdzieś i nawet nie racząc powiedzieć "spadaj", "cześć", "do zobaczenia", zdaje się iść spokojnie dalej.
Gorzkie są to słowa, nie chciałem, aby takie były, ale w tym momencie nie potrafię tego ująć inaczej, i tak się właśnie czuję. Zdruzgotany wcale nie tym, co się stało, co było, nie kwestiami obiektywnymi, ale całkowicie subiektywnymi, zdruzgotany tym, co druga strona czyni, bądź czego nie czyni. I to mnie bardzo, bardzo boli. Żałuję, że nie potrafię być silniejszy. Słabeusz ze mnie, słaby, niewiele warty, jeszcze przez jakiś czas, ale to się zmieni, albo jak odnajdę moją drogę, albo, jeśli gwiazdy będą prawdziwe (dlaczego mam nadzieję, że stanie się to, co jest niemożliwe, a nie to, co jest w zasięgu ręki?).

2 komentarze:

  1. Twój zapis jest jednym z dowodów na to, że związki partnerskie osób jednopłciowych są pozbawione społecznego sensu i są tylko sprawą tych, którzy w takie utopie wierzą. Współczuję ci tego co cię spotkało. Cierpienia uszlachetniają .

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój dwupłciowy związek partnerski rozpadł się, podobnie jak ten jednopłciowy. Przed miłością wszyscy są równi.

    OdpowiedzUsuń