Moje zdjęcie
Jaworzno, Śląsk, Poland
Młody jeszcze człowiek pełen paradoksów, bywający odważny, ale i nieśmiały, wyważony, ale i zwariowany, radosny, ale i melancholijny. Nie dający się sklasyfikować, wstawić w ramkę, czy wcisnąć do opisanej szufladki.

2012/02/09

Nie pomoże mi nawet żaden głos z ulicy

Kolejny raz zmieniłem wystrój bloga. Zapewne wielu dopatrzy się w tym jakieś niestałości, braku celu, bezradności, tego momentu, w którym nie wie się, w którą stronę pójść, mając do wyboru wiele różnych dróg. I z pewnością coś w tym jest. Ostatnio bardzo dużo o tym myślę. Bardzo usilnie zastanawiam się nad tym, w którą stronę się udać. Żyje mi się całkiem dobrze, mimo wszystko na poziomie dość wysokim. Zasadniczo nie mogę narzekać. Wiele perspektyw mam przed sobą. Jeszcze do niedawna doskonale wiedziałem co chcę osiągnąć, ku jakiemu celowi chcę zmierzać. To się zmieniło. Zmieniło się jakiś czas temu, natomiast ostatnimi czasy, po prostu legło w gruzach... Dlaczego? Miałem okazję przeczytać książkę Philipa K. Dicka "Głosy z ulicy". Lektura tej pozycji zmiotła mój światopogląd na temat mojej przyszłości z powierzchni ziemi. Skuteczniej niż bomba atomowa. Oczywiście na taki stan rzeczy składa się jeszcze wiele innych czynników. To, co robię aktualnie, to z kim i o czym rozmawiam i, swoją drogą, inne pozycje, jakie dane jest mi czytać.
Zdecydowanie uważam się za jednostkę lepszą, może nie wybitną (choć i to byłem skłonny uważać za prawdę jeszcze jakiś czas temu), ale z pewnością lepszą od całej szarej masy. Lepszą o tyle, że mającą świadomość przynależności to jakiejś tam grupy. I nie chodzi mi tutaj o nic konkretnego, raczej o tą całą masę w ogóle. Ale z drugiej strony, sama świadomość to za mało. Nawet, jeśli chciałbym coś zrobić, to, proszę ja Was, co? Nie zrobię nic, bo aby coś zrobić, trzeba mieć cel. Nie mam celu, nie mogę więc poczynić nawet najmniejszych kroków, aby go osiągnąć. Poza tym, jaką mam gwarancję (jeśli jakiś cel miałbym, w jakikolwiek sposób wyrwać się z tej szarości), że to, co ja teraz robię, bo jest nonkonformizmem w czystej postaci, co przeczy wszelkim zasadom podążania za tłumem, kiedyś nie stanie się nową modą i straci wszystkie swoje aktualne cechy, zachowując jedynie pustą formę, którą każdy będzie chciał mieć dla siebie.
Może się to odbyć na dokładnie takiej samej zasadzie, jak dzisiejsze zjawisko "hipsterów". Jeszcze niedawno wysokiej klasy aparat fotograficzny był przypisany profesjonalnym fotografom, papierowy kubek od Starbucks'a był elementem wyższej klasy średniej, jako symbol kawy dobrej i najlepszej jakości, podobnie jak produkty Apple, które właściwie od początku były awangardą przemysłu hardware i software zresztą też. Dziś te elementy, które zdawały się być zarezerwowane w tym jednym, jedynym swoim miejscu przeznaczenia skupiły się wszystkie razem w zupełnie innej przestrzeni. Te produkty były pełne treści, zaś forma była tylko dodatkiem. Dzisiaj nie zmieniło się w samych produktach nic, treść wciąż zajmuje miejsce najważniejsze, ale dla konsumentów treść straciła znaczenie. O wiele ważniejsza aktualnie jest forma. Formę można zaprezentować znajomym, można się pochwalić, odbiór formy nie wymaga zaangażowania, można się zachwycić nad estetyką, kształtem, barwą, wykończeniem, na zewnątrz, jak i w środku, ale to nie wymaga żadnego wysiłku. To bardzo przykra cecha konsumpcjonizmu, bowiem treść przestała się liczyć. Treść wymaga zastanowienia się, wytężenia umysłu, analizy, przemyślenia i refleksji, nierzadko bardzo głębokich. A komu dzisiaj chce się nad tym rozwodzić? Łatwiej dostrzec to, co widać, niż to, co trzeba dopiero odnaleźć. To, co kiedyś było dla wielu nieosiągalne, co było przejawem indywidualności jednostki, dzisiaj jest powszechne i masowe.
A zatem jaką mam gwarancję, że przedsiębiorąc jakiekolwiek kroki do oderwania się z tego barwnego, choć jednolitego korowodu konsumentów, za jakiś czas, nie okażę się pionierem (nieświadomym całkowicie swojej roli), nowej mody, nowych trendów jakie opanują ówczesne społeczeństwo? Nie mam żadnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz